Recenzja książki „Powiem Ci coś”

Odczucia po lekturze „Powiem ci coś” mógłby podsumować niegdysiejszy slogan reklamowy Dolnego Śląska – Nie do opowiedzenia. Do zobaczenia. Trudno mi nawet zdecydować się, od czego powinnam zacząć swoją recenzję. Może poinformuję szanownych czytających, że jest to książka dziwna. Z gatunku tych cudacznych, co do których ciężko jest wyrazić jakąś sensowną opinię, a to dlatego, że jej konstrukcja wyrywa się poza ramy literackie. Jest w pewien sposób żywa, pogmatwana i poszatkowana. Pojedyncze, niespójne myśli przeplatają się w niej z dwoma różnymi historiami, których związku przez bardzo długi czas nie jesteśmy w stanie wykoncypować. Dzięki temu jest to pozycja fascynująca, angażująca czytelnika w pełni, nie dająca mu ani chwili wytchnienia. Tę powieść trzeba zrozumieć, poczuć, doświadczyć jej, a na sam koniec i tak łapać się za głowę ze zdziwienia i konsternacji.

Autorem tego cudu jest Piotr Adamczyk (nie, nie ten aktor). Gdybyście się zastanawiali, co może wyjść z połączenia filozofa i dziennikarza, to „Powiem ci coś” jest odpowiedzią na te gdybania. Autor podszedł do sklecania historii w szalenie pomysłowy sposób. Szczerze pisząc, uważam, że po jego powieść warto sięgnąć, nie bacząc nawet na treść. Tutaj największą robotę robi forma. Choć może słowo „forma” będzie tutaj nieadekwatna, bo dzieło P. Adamczyka jest dekonstrukcją klasycznej literatury i wymyka się wszelkim schematom (i formom właśnie).

Już strona tytułowa zrobiła na mnie wrażenie, bo znad nazwiska autora grzmią litery układające się w napis „thriller miłosny”. Sam ten zabieg przyciąga uwagę, a dodatkowo idealnie koresponduje z fabułą, w szczególności zaś sylwetką głównego bohatera – pisarza, obserwatora, człowieka szukającego miłości. Od razu trzeba wspomnieć, że wokół niego wiele się dzieje. Przede wszystkim niepokój budzi opuszczony-nieopuszczony sąsiedni dom, który z zewnątrz obrasta już mchem, jednak wciąż na jego podjazd zajeżdża dostawca pizzy.

Innym wątkiem jest porwanie młodej, zgrabnej dziewczyny z przystanku. Lena, bo tak ofiara ma na imię, podjęła jedną złą decyzję, która może zaważyć o jej życiu. Nie wie, dokąd ją zabierają dwaj uzbrojeni w noże i maczety mężczyźni, ale mało prawdopodobne, by było to dobre miejsce.

Jak wspomniałam wcześniej, fragmenty historii Leny i pisarza przenikają się w losowej kolejności, a przetykane są krótkimi wstawkami, które zapewne mają stanowić myśli artysty, które sobie notuje do swoich dalszych publikacji. Ukazują one rozchwianą naturę głównego bohatera i jego urojenia. Po kilkudziesięciu stronach czytelnik nie wie już sam, co jest prawdą, a co wymysłem. Co jest zwykłym przemyśleniem lub ciekawą maksymą, a co oznaką choroby, problemów na tle umysłowym. Całość wpisuje się w koncepcję oniryzmu. Analizując tekst, mamy wrażenie, że przebywamy gdzieś na granicy jawy i snu. Przyznaję, że było to niezwykłe doświadczenie i już teraz mam ochotę na powtórkę. Rzadko bywam aż tak zaskoczona i jednocześnie zachwycona lekturą. Bo napisać, że mi się ona podobała, byłoby wielkim niedopowiedzeniem.

Cieszy mnie, że coraz częściej trafiam na książki niebanalne, które w szybkim tempie są w stanie mnie oczarować. Tym bardziej nie mam innego wyjścia, jak polecić wszystkim „Powiem ci coś” Piotra Adamczyka. Gwarantuje, że może być to początek pięknej, literackiej podróży, która, mam nadzieję, będzie trwała już bez końca.

„Powiem Ci coś” i inne polskie powieści znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl

Autorka recenzji: Klaudia Sowa.