Recenzja 5. tomu książki „Alcatraz kontra Bibliotekarze”

Prawdopodobnie każdy fan fantastyki zetknął się chociaż raz z nazwiskiem Sanderson. Autor wielu cykli książkowych, z masą bestsellerów na koncie, stworzył również serię celującą w nieco młodszych odbiorców. Historia Alcatraza, nastoletniego chłopaka z rodu Smedrych, wyróżnia się spośród innych przewagą groteski i humoru nad smutnym obrazem uniwersum.

Mimo tego, że cały cykl jest przeznaczony głównie dla młodzieży, zachęcam także starszych, by do niego sięgnąć i dać mu szansę. Dla entuzjastów fantastyki będzie to przyjemna lektura, a dla tych, którzy wolą nieco cięższy i poważniejszy klimat rodem z „Pieśni Lodu i Ognia”, będzie miłą odskocznią. To też dobry wybór, jeśli chcemy zachęcić do czytania młode pokolenie.

W piątym tomie Alcatraz dopiero co zakończył swoje krótkie, bo jednodniowe, panowanie. Patrząc na postawę władców Wolnych Królestw, którzy wolą zajmować się polityką niż dobrem swoich poddanych, postanawia podjąć karkołomną próbę ataku na Wielkotekę. W Mokii ledwo zapanował spokój, a już została zaatakowana. Ludzie pochowali się w schronach, a klan Smedrych, załadowawszy się w latającego, szklanego pingwina, wyrusza na misję. Ekipa jest mało zgrana i zdecydowanie osobliwa. Były nastoletni król, jego matka – Bibliotekarka, która przez większość jego życia udawała, że nie jest jej synem, dziadek, żyjący w swoim świecie, nadpobudliwy Attica, a do tego śpiąca Bastylia, ukochana Alcatraza, która po postrzale zapadła w śpiączkę oraz jej ojciec. Wszyscy muszą wzajemnie sobie zaufać i współpracować, inaczej całe przedsięwzięcie okaże się porażką.

Świat, w którym Wolne Królestwa walczą z Bibliotekarzami jest nie tylko magiczny, ale też szalenie wciągający i budzący lekki niepokój. Smedry, niegdyś obdarzeni talentami, utracili je przez działanie Alcatraza. Moc, jaką zapewnia ludziom szkło, łączy się z techniką i tworzy potężne wynalazki. Tym bardziej należy chronić wiedzę o nim przed mieszkańcami Ciszlandów.

Alcatraz coraz częściej zastanawia się, gdzie tak naprawdę jest jego miejsce. Kocha Ciszlandy. Czuje do nich duży sentyment, w końcu stamtąd pochodzą jeansy i pizza. Z drugiej jednak strony cuda, jakich doświadczył w Wolnych Królestwach sprawiają, że nawet gdyby wrócił do poprzedniego życia, nie potrafiłby już o nich zapomnieć. Nigdzie jednak nie było mu dane pobyć dłużej i pożyć w spokoju, przez co rzeczywiście nie umie podjąć decyzji, co do tego, gdzie uda się, kiedy to całe szaleństwo się skończy.

Mroczny talent już od pierwszych stron potrafi rozbawić czytelnika. Absurd niektórych sytuacji jest wręcz rozbrajający i dodaje książce niepowtarzalnego charakteru. Pierwszoosobowa narracja wypada tu wyjątkowo dobrze (a to nie łatwe pisać tak, żeby całość nie wyglądała na sztuczną i wymuszoną lub co najmniej sztywną). Kończąc czytanie każdy będzie w wyśmienitym humorze.

To, co w głównym bohaterze najbardziej mnie urzeka, to jego samokrytyczność i dystans do siebie. W przedmowie mówi o sobie, że jest tchórzem. Przyznaje przed sobą i czytelnikami, iż popełnia błędy. Nie jest płaską postacią, idealizowaną przez autora. A, no tak! I do tego wszystkiego potrafi już robić przypisy. Daję gwarancję, że nie sposób tego nie zauważyć. W końcu trzeba w godny sposób zakończyć swoją autobiografię.

Dla każdego poszukującego lekkiej lektury na leniwe popołudnia, a może nawet nieprzespane noce, serdecznie polecam tę książkę. 😉

Autorka recenzji: Klaudia Sowa

„Alcatraz i inne książki z gatunku literatura młodzieżowa znajdziesz w księgarni selkar.pl.