Recenzja komiksu „Nimona”
„Nimona” N.D. Stevenson to powieść graficzna, która poprzez dziwaczne imiona bohaterów, na pierwszy rzut oka zdaje się mieć nieco przekombinowaną fabułę. Dodatkowo uczucie to potęguje okładka, która delikatnie zdaje się nie pasować do opisu. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Ale wiele dobrych słów skłoniło mnie do zapoznania się z treścią. I to była dobra decyzja, choć pierwsze wrażenie nie należało do tych dobrych. Ale nim podzielę się swoją opinią, słów kilka, o czym będzie mowa.
„Nimona” to młoda dziewczyna, która potrafi zmieniać kształt – umiejętność dość przydatna, co raczył zauważyć ktoś, kto pragnie zemsty i uchodzi za arcyłotra, czyli lord Ballister Czarneserce. Mężczyzna zgadza się wejść – niejako – w spółkę ze zmiennokształtną, by odegrać się na swym dawnym przyjacielu, a obecnie wrogu, Ambrozjuszu Złotobiodrym, który to należy do ściśle ukierunkowanej i prestiżowej instytucji. I tyle niech wystarczy, bo to czysta kwintesencja, na której bazuje cała reszta.
Po otwarciu książki w formie komiksu, pierwsze, na co zwraca się uwagę, to oczywiście kreska i kolorystyka. Bardzo chciałabym jak najlepiej opisać to, co zobaczyłam, ale to nie jest takie proste. Nie widziałam bowiem wystarczającej ilości tego typu powieści, by wiedzieć, na co szczególnie zwrócić uwagę i jakich fachowych słów użyć. Mogę natomiast podzielić się swoimi wrażeniami i dokładnie na tym się skupię.
A pierwsze wrażenie było mieszane. Tak zwana „kreska” i kolory wydawały się całkiem przyjemne dla oka, ale dialogi zdawały się być jakimś żartem. Szybko jednak przekonałam się, że w tym szaleństwie jest metoda. I żeby jakoś to zobrazować, posłużę się totalnie zmyślonym przykładem – ryba odbiera telefon. Z czasem przekonałam się, że takich abstrakcji jest więcej. Niektóre sytuacje jak i dialogi nie pasowały do danej epoki – czasów rycerzy, ale na tym polegał cały urok. Na abstrakcji. Symbioza średniowiecza ze współczesnością wypadła nad wyraz ciekawie!
Oczywiście było coś, co mnie drażniło, żeby nie powiedzieć: denerwowało! Mowa o Nimonie. Bohaterce, która przez swoją pewność siebie, a wręcz arogancję, drażniła mnie dosłownie od pierwszych stron. Nie wiem. Nie potrafiłam się do niej przekonać, bo wydawała mi się zbyt mocno – jak to się mówi – do przodu. Pojawiła się w życiu lorda o złym sercu i chciała być bardziej zła od niego. A on? I tutaj robi się ciekawie!
Lord Ballister Czarneserce to ten tak zwany zły, który chce zemsty. I jak dla mnie, to najlepiej wykreowana postać. Nie dlatego, że lubię czarne charaktery, ale pod względem osobowości bardzo mi zaimponował. Szczególnie kodeks, którym się kierował, niósł ze sobą potężne przesłanie. Nie działał bezmyślnie i irytował się, kiedy robiła to Nimona. W pełni go rozumiałam. Nie pojmowałam natomiast, dlaczego nie potrafił na nią wpłynąć, ale to już inna kwestia. Dla mnie ważne, że ten ”złol” miał klasę i zaskakiwał wiele razy. Już nawet nie tyle mnie, co innych bohaterów. Duża wartość dla fabuły.
A skoro wspomniałam o dwójce głównych bohaterów, wspomnę również o tym trzecim. Tym dobrym, Ambrozjuszu Złotobiodrym. Na okładce książki sprawia wrażenie przystojnego i dumnego, ale czy taki jest? I tak i nie. To postać dla mnie najbardziej zagadkowa, choć nieco przerysowana. Ale wybaczam i rozumiem, bo nie pierwszy raz ktoś obsadzony w roli dobrego charakteru, zdaje się być nieco upojony swą misją.
Gdyby ktoś zapytał mnie, czy polecam ten komiks, powiedziałabym, że tak. Mimo nieco słabego początku, bardzo szybko przekonałam się do narysowanej historii, a wręcz nie chciałam, żeby się kończyła. Ale gdy niestety nastało zakończenie, poczułam przyjemną satysfakcję. Poczułam też radość, bo wspomniane już przeze mnie przesłanie, przypomniało mi, że warto panować nad emocjami i nie działać pochopnie. Ale to tylko jedno z kilku przesłań, które zostały w bardzo mądry sposób przemycone do fabuły. Brawo!
Autorka recenzji: Daria Łapa
„Nimonę” i inne książki fantasy znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.