Recenzja książka „Izabela. Świat w płomieniach”
„Kielichy poszły w górę. Teraz miała się rozpocząć uczta. I to nie byle jaka. Na przystawki paszteciki, figatele wieprzowe, surowe i marynowane ostrygi. Trzy zupy do wyboru: rosół z lina, zupa cebulowa i barszcz z uszkami. Następnie szczupak duszony w białym winie, pulardy z sosem rakowym, kuropatwy a la daube, pieczeń z rogacza obłożona pieczonymi skowronkami, pieczone kapłony, bekasy i gołębie, zające, pieczeń barania i specjalność mistrza Tremo – jarząbki przedziwnie słoniną nadziewane. Potem jeszcze pasztety, karczochy, sałaty i pieczone na rożnie granele”. Głodni? Krzysztof P. Czyżewski nie ma dla czytelnika litości: jego bohaterowie bez przerwy jedzą różne pyszności, w tym sławne toruńskie pierniki, ale „Izabela. Świat w płomieniach” to przede wszystkim opowieść o niezwykłej kobiecie – księżnej Czartoryskiej i jej planie „przywrócenia Polski na mapę, z Toruniem w jej graniach”.
Już od wczesnej młodości Izabela była wyjątkowo niezależna. Mając piętnaście lat i szykując się do zamążpójścia, wiedziała, że chce żyć według własnych reguł i była gotowa walczyć o to, by tak się stało. Kiedy w jej ręce trafia niezwykły złoty krążek oraz przepiękna szkatułka z zadziwiającą zawartością, postanawia odkryć tajemnice skrywane przez niecodzienne przedmioty. Czy mają wyjątkową moc? Dlaczego tak wiele osób się nimi interesuje, a ktoś nawet próbuje je wykraść? Trop wiedzie zabawiającą się w detektywa księżną do Torunia, który „jest takim właśnie unikalnym miejscem, wielkim tyglem. Wszystko tu się nie tylko miesza, ale i łączy. Polacy i Prusacy, katolicy i luteranie, biedni i bogaci”. Próbującej odkryć prawdę Izabeli, która, dla bezpieczeństwa i by nie wywoływać sensacji, musi występować pod przybranym nazwiskiem, pomaga sprytny Fryderyk Skarbek, zwany Migdałem.
Na kratach tej liczącej ponad sześćset stron powieści spotkamy i Napoleona, i Marię Walewską, i Józefa Wybickiego, i całą plejadę postaci historycznych, a żyjąca w czasach oświecenia Izabela Czartoryska została przedstawiona jako „jedna z najbardziej fascynujących kobiet w historii Polski”, która miała wiele talentów i wdawała się w dyskusje z najwybitniejszymi umysłami epoki. Jestem bardzo ciekawa, ile miesięcy zabrało Krzysztofowi P. Czyżewskiemu napisanie „Izabeli. Świat w płomieniach”, bo dbałość o szczegóły jest naprawdę porażająca. Każdy posiłek, przedmiot, strój czy budynek został tak drobiazgowo opisany, że czytelnik ma wrażenie, jakby na chwilę przeniósł się w czasie. To jest książka napisana przez pasjonata – czuć to od pierwszej do ostatniej strony. Bohaterowie są wyraziści i szczególnie Migdał budzi dużą sympatię. Ale w tej beczce miodu jest też łyżka dziegciu, bo ogromna wiedza i świetne przygotowanie to nie wszystko. Trzeba jeszcze umiejętnie konstruować fabułę, w ciekawy sposób snuć opowieść, a akcja niestety rozwija się powolutku, obiecanych zwrotów jest jak na lekarstwo, intryga nie rzuca na kolana. Trudno przez sześćset stron utrzymać zainteresowanie czytelnika i według mnie ta sztuka autorowi nie do końca się udała, za to ogromnie podobał mi zaskakujący epilog.
„Izabelę. Świat w płomieniach” poleca mistrzyni powieści historycznej Elżbieta Cherezińska, ale ja odkładam książkę Krzysztofa P. Czyżewskiego z uczuciem niedosytu. Może moje oczekiwania były zbyt wysokie? Nie wciągnęła mnie ta opowieść, a ciągłe przeskoki w czasie sprawiały, że nie mogłam się w pełni skupić na nieco zbyt rozwlekłej fabule. Warto odnotować, że pozycja zbiera bardzo entuzjastyczne recenzje, więc z pewnością przypadnie do gustu zagorzałym miłośnikom gatunku i wielkim pasjonatom historii.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin