Recenzja książki „Ciao! Włoskie opowieści, miejsca i smaki”

„Leave the gun. Take the cannoli ( Odłóż broń, weź ciastko). To, że jeden z najsłynniejszych cytatów z Ojca chrzestnego dotyczy nie tylko codziennego narzędzia pracy kolegów tytułowego bohatera, ale też … ciastka, dobrze pokazuje, jak ważne dla Włochów jest jedzenie – aż do ostatniego kęsa posiłku”. „Ciao! Włoskie opowieści, miejsca i smaki” nie jest książką, po którą powinien sięgnąć ktoś, kto właśnie jest na diecie, bo czytanie o „sashimi z kalmarów z trzema rodzajami pieprzu i oliwą pietruszkową” oraz „rozpływających się w ustach ravioli z żabnicą” czy wreszcie „pieczonym na ruszcie jabłku z czekoladowymi lodami i cynamonem” może się okazać ponad jego siły. Podróżując kulinarnie przez pięć włoskich miast, byłam cały czas głodna i miałam wielką ochotę na kieliszek wina.

Tytuł książki może być trochę mylący. W niektórych księgarniach internetowych można ją znaleźć w dziale z literaturą podróżniczą, a powinna być w kulinariach, bo przepisy na różne pyszności zajmują w niej najwięcej miejsca. „Ciao! Włoskie opowieści, miejsca i smaki” została podzielona na siedem części. Pierwsza została poświęcona Wenecji, która „wymyka się zdrowemu rozsądkowi” i „jest taka, jakby jutra miało nie być”. Druga i najkrótsza – Bolonii, o której mówi się, że jest „uczona (ze względu na wielowiekowe tradycje akademickie), tłusta (przez tutejszą kuchnię) i czerwona ( od kolorów ścian budynków)”, a nam najbardziej kojarzy się z sosem bolońskim. Potem autorki zabierają nas do Rzymu, gdzie „przejście 50 metrów chodnikiem oznacza przejście kilku stuleci – ramię w ramię, ściana w ścianę, współczesne butiki, barokowe kościoły i antyczne mury, niewzruszone, że ich sąsiad jest o kilkaset lat młodszy czy starszy, zupełnie z innej epoki”. Ze stolicy Włoch przenosimy się do Mediolanu, a to „zdecydowanie najszybsze miasto we Włoszech – to tutaj skupione są największe finansowe instytucje, tu robi się wielkie pieniądze, a ludzie zamiast chodzić, raczej biegają”, a następnie do Florencji. Szósta część to zbiór przepisów z różnych regionów kraju, a ostania poświęcona została słodkościom. Układ rozdziałów o Wenecji, Bolonii, Rzymie, Mediolanie i Florencji jest taki sam – krótki tekst tytułem wstępu, spis miejsc, które warto odwiedzić, spotkanie z szefem lub szefową kuchni szczególnie polecanej restauracji i na końcu garść przepisów. Sięgając po „Ciao! Włoskie opowieści, miejsca i smaki”, spodziewałam się raczej książki do czytania, a nie zbioru przepisów z kilkustronicowymi relacjami z wojaży autorek. Na przykładzie Wenecji – sam tekst zajmuje w sumie dziewięć stron, a przepisy ponad trzydzieści, w tym dwu- lub trzyskładnikowym kanapeczkom poświęcono aż dziesięć stron, a przepisy na nie zmieściłyby się na jednej. Niezbyt zainteresowały mnie też fragmenty poświęcone szefom kuchni. Wolałabym poczytać o włoskich miastach, a nie o tym, jak ktoś trafił tu czy tam, ale zaintrygowało mnie, że w trzygwiazdkowej restauracji największe wrażenie na autorce zrobił „ po prostu kalafior. I aż kalafior!”.

Które restauracje warto odwiedzić, będąc we Włoszech? Jak samodzielnie przyrządzić włoskie przysmaki, by bez wychodzenia z domu odbyć kulinarną podróż do słonecznej Italii? Książka „Ciao! Włoskie opowieści, miejsca i smaki” została przepięknie wydana – duży format, twarda oprawa i mnóstwo zachwycających zdjęć. Jeżeli szukacie idealnego prezentu dla osoby zakochanej we Włoszech, a w szczególności we włoskiej kuchni, to właśnie go znaleźliście. Buon Appetito!

„Ciao! Włoskie opowieści, miejsca i smaki” oraz inne książki kucharskie znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.

Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin.