Recenzja książki „Córka carycy”

Czasami relacje między najbliższymi sobie ludźmi bywają wyjątkowo skomplikowane. Zaciekła rywalizacja, spory, burzliwe kłótnie, złamane przyrzeczenia, bezwstydne kłamstwa, a nawet rękoczyny: niekiedy trudniej dogadać się z krewniakiem niż z kimś zupełnie obcym. Sytuacja dodatkowo komplikuje się, kiedy głową rodziny jest potężny władca wielkiego mocarstwa. Rozbawiła mnie polecajka autorstwa Natashy Pulley, która bardzo trafnie określiła książkę Ellen Alpsten mianem „Gry o tron bez smoków”. „Córka carycy” to nie tylko historia córki cara Piotra Wielkiego Elżbiety Piotrownej Romanowej i jej pełnej zakrętów drogi na tron, ale też opowieść o członkach jej bliższej i dalszej rodziny, z których praktycznie każdy marzył o przejęciu władzy i był gotowy na niemal wszystko, by tylko ją zdobyć.

Mogłoby się wydawać, że życie córki cara to bajka, ale dzieciństwo Lizeńki wcale jej nie przypomina. Pałac Zimowy to setki zimnych komnat, które są „przytulne niczym ramiona kochanki, a jednocześnie niebezpieczne jak gniazdo żmij”. Dziewczyna dorasta w cieniu kolejnych tragedii, bo jej matka, w której żyłach nie płynie ani kropla błękitnej krwi,  nie jest w stanie urodzić zdrowego następcy tronu. „U Romanowów mężczyźni są słabsi od kobiet, choć nikt nie odważyłby się tego powiedzieć”. Syna z poprzedniego związku, oskarżonego o zdradę stanu, car zabił własnoręcznie, a swego wnuka trzyma z daleka od dworu. Jedyną przyjaciółką Elżbiety jest jej młodsza siostra Anuszka, a dni upływają jej na oczekiwaniu ważnych wieści. Lizeńka ma bowiem poślubić króla Francji, ale Wersal milczy i gra na zwłokę. Kiedy car niespodziewanie umiera, pojawia się poważny problem, bo Piotr Wielki nie zdążył wskazać swojego następcy. Czy będzie nim młodziutka Elżbieta?

Główna bohaterka, którą poznajemy kiedy jest dziewczynką i w ciemnym lesie spotyka dziwną istotę przepowiadającą jej przyszłość, „urodziła się stopami do przody, pod grudniowym niebem”, a to ponoć „najgorsze znaki dla kobiety”. Na dworze cara córki się nie liczą, bo ich rola ogranicza się do wychodzenia za mąż i rodzenia dzieci. Elżbieta ma to szczęście w nieszczęściu, że w końcu zostaje „jedynym dzieckiem, które przeżyło spośród piętnastu synów i córek Piotra Wielkiego”, ale to nadal za mało, by sięgnąć po władzę. Kiedy już się wydaje, że wreszcie nadszedł jej moment, ktoś zawsze psuje jej szyki, bo „w Rosji koło fortuny kręci się cały czas i wynosi cię albo przygniata”. Boleśnie przekona się o tym chociażby naczelny dworski spiskowiec Dołgoruki. Ciągle następują przetasowania, a ich obserwowanie jest dla czytelnika naprawdę fascynujące. Elżbieta odnajdzie prawdziwą miłość, ale nie dane jej będzie długo się nią cieszyć, a za okazaną dobroć członkowie rodziny odpłacą jej zdradą i pogardą. Mamy tu więc i namiętny romans, i dramat rodzinny z ciągłą walką o władzę w tle.

„Prawo do rządzenia Rosją trzeba nie tylko odziedziczyć, trzeba na nie również zasłużyć” – najlepiej oszukując, spiskując na potęgę i wreszcie mordując członków rodziny, a przynajmniej taki wniosek można wysnuć z lektury „Córki carycy” Ellen Alpsten. Książka niesamowicie wciąga, bo nie brakuje w niej ani emocji, ani niespodziewanych zwrotów akcji. Żałuję, że nie miałam okazji przeczytać „Carycy”, która w zeszłym roku ukazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy, więc od razu wpisują ją na listę lektur do szybkiego nadrobienia.

Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin

„Córkę carycy” znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.