Recenzja książki „Cztery cappuccino i Johnnie”

Każdej osobie próbującej zrozumieć tytuł książki Katarzyny Bester od razu wyjaśniam, że cztery filiżanki cappuccino oraz szklanka whisky marki Johnnie Walker to klasyczny zestaw trunków wlewanych w siebie podczas pogaduch przez głównych bohaterów powieści. Wśród nich wymienić trzeba Gaję, ambitną redaktorkę, która w ostatnim czasie musi się użerać z niepokornym pisarzem oraz nad wyraz poważną i cyniczną Kalinę. Jest jeszcze Patrycja, która zmaga się z wyjątkowo wstydliwą chorobą, która doprowadza do tego, że kobieta ma problemy z policją. Na deser została Olimpia, pracownica ekskluzywnego sklepu, która właśnie rozstała się z wieloletnim chłopakiem i próbuje poskładać złamane serce. Na sam koniec pozostał Szczepan, jedyny męski element w tym gronie. Jest on utalentowanym fotografem, do tego świetnym kolegą, a przy tym moją ulubioną postacią.

O czym opowiada fabuła? Tak naprawdę nie ma tu konkretnego motywu. Na pierwszy plan wysuwa się przyjaźń między wymienioną wcześniej piątką dorosłych. Ich znajomość rozpoczęła się podczas strajku kobiet i trwa nadal mimo różnic w charakterach i światopoglądzie. W teorii to wszystko może brzmieć fajnie, niczym historia z serialu „Friends” przeniesiona na polskie realia. No ale, niestety, tak dobrze to nie ma. Relacje między bohaterami są dziwnie napisane. Brakuje tam jakiejkolwiek chemii, oczywiście nie licząc mojego ulubieńca, Szczepana, który rozjaśniał swoją obecnością kolejne rozdziały. Zwróciłam szczególnie uwagę na to, że wszystkie spotkania w towarzystwie prowadzone przez omawianą piątkę sprowadzają się wyłącznie do rozmów o związkach i seksie. Nawet jeżeli ktoś jest zatwardziałym singlem i nie w głowie mu romanse. I rozumiem, że z bliskimi da się debatować o wszystkim, jednak tu sprowadzało się to do stwierdzeń uwłaczających jakiejkolwiek ludzkiej godności. Nie były to normalne wymiany zdań, tylko festiwal śmiesznych inaczej tekścików rodem ze starego repertuaru naszych rodzimych kabaretów. I to nie raz, nie dwa, a za każdym jednym razem! Ludzie z trzydziechą na karku! Z mentalnością nastolatków, których bawi wypowiadanie słów określających narządy płciowe. Jednocześnie żarciki te naszpikowane były stereotypowym i w dodatku krzywdzącym myśleniem, za które w dzisiejszych czasach zwykle piętnuje się na social mediach. Za to ogromny minus.

Wydaje mi się, że książka kuleje nieco przez mnogość bohaterów. Tom liczy 330 stron i jest to zdecydowanie za mało, by zmieścić tam pięć osobnych historii. Widać to też po tym, że niektóre wątki nie zostały domknięte w pełni. Inne zaś rozwinęły się i zakończyły z prędkością światła, przez co w ogóle nie wybrzmiały. Zabrakło też jakiegoś uzasadnienia tych wszystkich działań i wydarzeń. Gdyby znalezienie miłości było takie łatwe, jak w powieści, nikt nie cierpiałby z samotności. Tymczasem tutaj niektórym wystarczą pojedyncze spotkania, by zakochać się na zabój. Oczywiście wybranek w takim wypadku jest zawsze bogaty, atrakcyjny i ma imponującą pracę. Aż trudno uwierzyć, że mógłby się zainteresować osobą, którą ledwo zna. Ale przecież pasuje dać bohaterom jakieś pozytywne zwieńczenie ich losów.

„Cztery cappuccino i Johnnie” to lekka, prosta opowieść, której nie można brać zupełnie na serio. Zdecydowanie nie polecam jej mężczyznom, bo jako grupa społeczna zostali w tej historii uprzedmiotowieni. Natomiast ci, którzy poszukują odmóżdżającej lektury, która pomoże im się na chwilę zrelaksować, mogą śmiało sięgać po tę pozycję.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa

„Cztery cappuccino i Johnnie” oraz inne książki obyczajowe znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.