Recenzja książki „Ekstradycja” Remigiusza Mroza

Zastanawiam się, czy istnieje na świecie ktoś, kto z marszu będzie w stanie wymienić wszystkie tytuły wydane pod nazwiskiem Remigiusza Mroza. Wielki szacunek dla tych, którzy się w tym ogromie nie pogubili i nawet potrafią podać jakąś chronologię tego bezmiaru powieści. Podkreślam to za każdym razem, bo zdaję sobie sprawę, że gdybym na półce w swojej biblioteczce nie układała wszystkiego na bieżąco, dziś miałabym z tym problem, dlatego modlę się, żeby nigdy nie pospadały albo ktoś ich nie tknął bez mojej wiedzy. Ale jak to mówią – od przybytku głowa nie boli! Więc nie mam nic przeciwko tworzeniem przez polskiego króla kryminału nowych „pociech” i dalszemu ich kolekcjonowaniu. Tylko błagam, nie z taką intensywnością! Chociaż, jak wszyscy dobrze wiemy, nie da się powstrzymać weny tego człowieka. I to na całe szczęście.

Dla informacji tych, którzy tak jak ja, utonęli już w morzu, ba, oceanie jego książek, wspominam, że „Ekstradycja” to już jedenasty tom serii z Joanną Chyłką, która paradoksalnie zniknęła. Ale to nie znaczy, że jej absencja wpływa na ją rolę w powieści w negatywny sposób. I tak wszechświat wciąż kręci się wokół niej, bo Oryński inaczej niż bez niej żyć nie potrafi, w czym autor utwierdza nas w pierwszym rozdziale. W razie gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, ile ta dwójka nawzajem dla siebie znaczy i jaka relacja ich łączy. 😉

Ponowne podziękowania z mojej strony dla wydawnictwa Czwarta Strona, która zawsze dba o spójność okładek i wymiary książek. Wszelkie sagi, które wychodzą spod ich znaku prezentują się każdorazowo elegancko na półce, zresztą tak samo jest też z pojedynczymi egzemplarzami. Kluczem jest tu spójność. Szczególnie zaimponował mi zamysł, by tym razem nasz Kordian stał sam, bez odwróconej Chyłki w tle. Jakby książka sama przeżywała jej nieobecność, jakby ewidentnie brakowało tego jednego elementu.

Teraz czas najwyższy przybliżyć trochę fabuły. Oryński nie umie oderwać myśli od Chyłki. Już sporo czasu, o kilka miesięcy, minęło od kiedy kobieta uciekła z kraju. Jest nieuchwytna dla Policji, ale też dla swojego byłego partnera. Kordian, starając się wypełnić pustkę po niej pracą, przyjmuje kolejne zlecenia, jednak jest to dla niego bardziej przymus, niż kolejna ekscytująca przygoda. Kiedy powoli stacza się, topiąc smutki w używkach, trafia mu się nowa, zagadkowa sprawa. Witalija Demczenko, jego nowego klienta, oskarżono o wtargnięcie do restauracji i zastrzelenie trzech osób. Brak jednak motywu, którym potencjalny zabójca miałby się kierować. Niestety Witalij nie wie, jak się bronić, ponieważ do tej pory przebywał w śpiączce i nie pamięta niczego, co działo się przed wybudzeniem. Brak poszlak jest kłopotliwy dla każdej ze stron na sali sądowej. Dla Oryńskiego jednak całe zamieszanie ma wyjątkowe znaczenie. Okazuje się bowiem, że osoba, której broni, może mieć dla niego jakieś istotne informacje o Chyłce…

Klasyczna walka z czasem, systemem sprawiedliwości i teraz także pamięcią to to, z czym spotkamy się w tym tomie. Ponad pięćset stron odkrywania intryg, szukania dowodów oraz specyficznego humoru. Z zapartym tchem można obserwować rozwój postaci, ale poza tym też nie do końca chlubne powroty do starych zwyczajów co niektórych bohaterów. Śmiało stwierdzam, iż kolejna część zachwyca w tym samym stopniu, co poprzednie.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa

„Ekstradycję” i inne książki Remigiusza Mroza znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.