Recenzja książki „Elżbieta Batory”

Elżbieta Batory przeszła do historii jako bezwzględna i opętana żądzą krwi seryjna morderczyni, której przypisuje się ponad sześćset ofiar. Powiedzieć, że jej życie to gotowy scenariusz na spędzający sen z powiek film, to nic nie powiedzieć. Od  śmierci Elżbiety minęło już przeszło czterysta lat, a ona nadal wywołuje przerażenie. Potężna arystokratka. Maniakalna sadystka. Socjopatka. Kobieta, której wydawało się, że znalazła źródło wiecznej młodości. „Wampirzyca z Transylwanii” była już bohaterką wielu filmów i napisano o niej mnóstwo książek. Do księgarń niedawno trafiła „Elżbieta Batory” Jarosława Molendy i pozycja ta jest kolejnym dowodem na to, że „Pani na Czachticach” nie przestaje fascynować, ale czy faktycznie dopuściła się setek mordów i kąpała się we krwi swoich ofiar? Co tak naprawdę wiemy na temat burzliwego życia tej okrytej złą sławą kobiety?

Książka Jarosława Molendy nie jest klasyczną biografią i została podzielona na dwie części. W pierwszych ośmiu rozdziałach autor przybliża nam mniej lub bardziej znane szczegóły z życia Elżbiety – od narodzin i wczesnego dzieciństwa, poprzez okres dojrzewania i małżeństwo aż po makabryczne praktyki, których ponoć się oddawała, i w końcu samotną śmierć po zamurowaniu żywcem w zamkowej komnacie. Znajdziemy tutaj wszystkie informacje, które nadawałyby się na pierwsze strony tabloidów. Czy w piwnicach jej zamczyska urządzono salę tortur, a w wśród jej krewnych była „biseksualna masochistka, ze szczególnym upodobaniem do samobiczowania” oraz czciciel Szatana? Jarosław Molenda nie szczędzi czytelnikom odrażających szczegółów dotyczących zbrodniczego procederu uprawianego rzekomo przez Elżbietę, w tym drobiazgowych opisów tortur, takich jak chociażby „kopanie gwiazd”. Czy Batory uprawiała czarną magię i oddawała się rozpuście, zabawiając się ze szczodrze obdarowanymi przez naturę służącymi?

W drugiej części książki autor stara się rozprawić z mroczną legendą, która przez stulecia narosła wokół Elżbiety, i wszystkimi mitami na jej temat. Przytacza wiele dowodów na to, historia jego bohaterki jest o wiele bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać, i być może nigdy nie poznamy całej prawdy. Nie zapomina też o nakreśleniu kontekstu historycznego, społecznego i politycznego. Czasy, w której przyszło jej żyć, nie są przecież bez znaczenia. Kim zatem była? Próżną sadystką czy ofiarą spisku? Zdania na ten temat są podzielone. Jarosław Molenda dużo uwagi poświęca procesowi, w którym sama oskarżona nie wzięła nawet udziału. Dlaczego oskarżenie nie przedstawiło dowodów w postaci ciał? Czy można wierzyć jej wspólnikom, którzy byli torturowani? Autor jasno wskazuje, że większość świadków opierała się „ na pogłoskach i plotkach”, przedstawia hipotezy na temat zdrowia psychicznego i fizycznego hrabiny i zaznacza, że Elżbieta nigdy nie przyznała się do winy. Taki układ książki sprawia, że czyta się ją z dużym zainteresowaniem, ale trochę przeszkadzały mi powtórzenia.

„W historii Elżbiety Batory jest pewien niezdrowy blask. Kto nie uległby urokowi tego obrazu: hrabina o wampirycznych upodobaniach, długich, czarnych włosach i skłonności do rozszarpywania nagich dziewcząt?”. „Elżbieta Batory” Jarosława Molendy to prawdziwa skarbnica wiedzy na temat kobiety, którą znamy jako „Wampirzycę z Transylwanii” czy „Krwawą Hrabinę”. Autor ewidentnie opowiada się po stronie zwolenników teorii, że Batory nie była takim potworem, na jakiego ją wykreowano, ale pytanie pozostaje otwarte: „Bezwzględna bestia?” czy „Niewinna ofiara?”. Żeby przynajmniej spróbować na nie odpowiedzieć, musicie przeczytać „Elżbietę Batory”.

Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin

„Elżbietę Batory” i inne książki historyczne znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.