Recenzja książki „Everlife. Wieczne życie”

Motyw walki dobra ze złem znany jest ludzkości od wieków. Na nim opiera się większość wyznań i religii, o nim opowiadają tysiące, jeśli nie miliony książek, nad nim swoje rozważania snują uznani filozofowie. Temat ten porusza w swojej powieści także Gena Showalter, a w zasadzie w trylogii, „Everlife”. Do kogo ta seria jest skierowana? Przede wszystkim do młodzieży, dla której forma i język będą na tyle przystępne, że pierwsze rozdziały ich nie zanudzą i nie odrzucą, a jednocześnie istnieje szansa na poszerzenie swoich horyzontów oraz „głębsze” podejście do rozmyślań nad tym, czym właściwie jest dobro.

Cykl to swojego rodzaju wariacja „Romea i Julii”. Trojka i Miriada toczą ze sobą zaciętą rywalizację. Od lat znajdują się w stanie wojny. Zasady są proste – jeśli przynależysz do Trojki, pogardzasz stronnikami Miriady i na odwrót. Istnieje tylko nasza racja, pozostali nie zasługują na litość. Problem w tym, że regułę tę złamała Ten Lockwood, która zakochuje się w swoim rzekomym wrogu, Killianie. Uczucie okazuje się silniejsze od uprzedzeń, jednak społeczność, do której należy, nie zamierza puścić tego płazem. Tym samym na młodych kochanków spada deszcz problemów, które będą musieli przezwyciężyć, by zaprowadzić pokój.

Co się udało Genie Showalter? Z pewnością urzeczywistniła ciekawy pomysł na fabułę. Całkiem nieoczywisty, zupełnie jak jej „Alicja w Krainie Zombi”, którą serdecznie polecam. Postawiła przed swoimi bohaterami wyboistą ścieżkę, obfitującą w trudne decyzje i sytuacje łamiące serce. Finał historii „Everlife” mocno mnie zaskoczył, nie był wcale łatwy do przewidzenia. Trudno mi powiedzieć, czy ostateczne spięcie poszczególnych wątków było udane, bo nie miałam do czynienia z poprzednimi częściami. Wam radzę jednak przed lekturą „Wiecznego życia” sięgnąć po wcześniejsze tomy. Mnie osobiście trudno było połapać się w świecie przedstawionym przez dobrych kilka rozdziałów. Zewsząd atakowały mnie postaci, o których nic nie wiem, uniwersum zaskakiwało mnie swoimi zasadami, lokacje nic mi nie mówiły i przez to początek książki pamiętam najmniej. Trudno byłoby mi teraz opowiedzieć, o czym był. A to nie za dobrze, bo pierwsze strony to wiadomości wymieniane przez dosyć istotnych bohaterów lub też ich dotyczące.

Przejdźmy teraz do tego, co autorka mogła zrobić nieco lepiej. Przede wszystkim, czasem niektóre rozwiązania wydawały mi się aż zbyt naiwne, banalne. Ciężko było uwierzyć w te nagłe zbiegi okoliczności. Nawet w literaturze młodzieżowej nie powinno się tak upraszczać ważnych wątków, bo fantasy to nie tylko magia i smoki, ale też kreowanie wizji lepszego świata. A lepszy będzie wtedy, gdy nauczymy się rozwiązywać trudności, nie czekając na cud, czy inne Deus ex machina. Widać, że autorka czasem się poleniła i poszła na skróty, dlatego fabuła była miejscami nierówna.
Myślę, że mogę polecić książkę „Everlife. Wieczne życie” osobom, które znają już prozę Geny Showalter. Podkreślę tutaj jeszcze raz, że warto wcześniej przeczytać tom I i II. Poza tym, powinna się spodobać entuzjastom miksu fantastyki z Young Adult, bo będą mogli poobserwować, jak postaci dojrzewają, stają się silniejsze i podejmują coraz trudniejsze wybory. Powieść nie należy do najgrubszych, więc nikogo nie powinna zmęczyć, zwłaszcza, że akcja jest raczej dynamiczna – w końcu mamy wojnę!

 

Everlife. Wieczne życie” i inne powieści dla młodzieży znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl

Autorka recenzji: Klaudia Sowa.