Recenzja książki „Gimnastyka słowiańska”

„Gimnastyka słowiańska. Podróż do esencji kobiecości” to pierwsza książka autorstwa Katarzyny Uramek, która zapragnęła przybliżyć czytelnikom, czym w zasadzie jest aktywność nazywana słowiańską gimnastyką. W jaki sposób wiąże się ona z kulturą naszych przodków? Czy i jak pozwala zrobić porządek ze swoim życiem? Skąd u autorki pomysł, by oddać się akurat temu rodzajowi ćwiczeń? Tego dowiemy się z lektury tego niezbyt długiego, liczącego niecałe trzysta stron poradnika.

Od razu przyznam, że nie tego spodziewałam się, patrząc na okładkę, ale przecież mądre, ludowe przysłowie przestrzega nas, by właśnie przez ten pryzmat nie oceniać dzieła. Zatem sama jestem sobie winna. Wydawało mi się, że książka poświęcona gimnastyce będzie składała się głównie z przedstawienia różnych póz i omówienia ich wykonania. Tymczasem lwią część tekstu zajmuje opowieść pani Uramek o jej dotychczasowych doświadczeniach. Oczywiście rozumiem, że chciała tym samym dać nam swoje „świadectwo”, ale ostatecznie wypadło to w mojej ocenie jako wrzucanie na siłę swojej historii. Zupełnie jakby miała to być autobiografia, a nie poradnik. A przecież tytuł nie brzmi „Kasia Uramek. Podróż do esencji kobiecości”, skąd więc taki wylew osobistych informacji? Pozostaje tylko zgadywać.

Jak dowiadujemy się z rozdziału trzeciego, „Zgodnie z definicją gimnastyka słowiańska to system ćwiczeń przeznaczony wyłącznie dla kobiet, wywodzący się ze słowiańskiego kręgu kulturowego”. Chyba każdy przyzna, że niewiele wyjaśnia i wnosi to tłumaczenie, ale przynajmniej dowiadujemy się, że mamy do czynienia z czymś dedykowanym jedynie płci pięknej, co niekoniecznie brzmi zachęcająco. Zwłaszcza, że w dalszej części autorka mówi o tym, jak przez długi czas chciała odciąć się od „męskiego świata”. Nie przepadam za tworzeniem sztucznych podziałów w społeczeństwie, dlatego od tamtego momentu jakoś sceptycznie podchodziłam do pozostałej treści. W dodatku przez to targetem książki wydają się być zdesperowane, skrzywdzone kobiety, które chcą odciąć się od smutnych wspomnień związanych z mężczyznami. Warto dodać, że całość jest sztucznie wydłużona o masę informacji nikomu niepotrzebnych i to zapewne jedynie po to, aby nadać poradnikowi nieco objętości, by nadawał się do druku.

Kolejnym problemem są pozy gimnastyczne, których w ogóle nie widać na zdjęciach, gdyż kończyny modelki zakrywa długa, luźna spódnica. Autorka tłumaczyła, że ten element stroju jest istotny dla omawianej formy aktywności, lecz przez to trudno jest odtworzyć jakąkolwiek figurę. Wszystko to czyni tę książkę dosyć niepraktyczną i mało użyteczną, nawet dla poszerzenia swojej wiedzy z zakresie quasi-jogi dla pań. Zamiast zdjęć w tej sytuacji lepiej sprawdziłyby się grafiki. Dzieło zyskałoby wówczas na jakości i trochę bardziej przypominało to, czym według siebie jest, czyli przewodnikiem po świecie gimnastyki Słowianek.

Myślę, że pozycja Katarzyny Uramek jest przeznaczona dla osób zaciekawionych mniej znanymi sportami lub gimnastyką samą w sobie. Wychodzę z założenia, że zawsze warto poszerzyć swoje horyzonty, gdy nadarza się ku temu okazja. Nigdy nie wiemy, czy coś nam się szalenie nie spodoba. Jednak w tym celu wystarczy odwiedzić stronę autorki, na której znajdziemy praktycznie identyczne opisy, wyjaśnienia i fotografie. Ostatecznie książka miała być pewnie jedynie reklamą dla działalności pani Uramek. Dlatego decyzję, czy warto jest sięgać po „Gimnastykę słowiańską. Podróż do esencji kobiecości” pozostawiam każdemu do indywidualnego przemyślenia.

 

„Gimnastykę słowiańską” i inne książki z działu zdrowie i uroda znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa.