Recenzja książki „Granice szaleństwa” Alex Kavy
„To naprawdę przypominało pomysły zrodzone w twórczej wyobraźni Jeffrey’ego Deavera czy Patricii Cornwell”. O ile powieściowe fabuły „były niczym układanki, których części należy do siebie dopasować, i zazwyczaj poprzez pełen napięcia punkt kulminacyjny prowadziły do jasnych rozwiązań. A jeżeli nawet zakończenie nie było oczywiste, to przynajmniej, tak czy owak, miało sens”, o tyle w prawdziwym życiu „jedno nie wynikało logicznie z drugiego i często brakowało sensu. Czyż nie byłoby miło, gdyby można podsumować rzeczywiste wydarzenia w kilkustronicowym epilogu?”. W „Granicach szaleństwa”, czwartym tomie z nieustraszoną agentką FBI Maggie O’Dell w roli głównej, epilog jest bardzo krótki, bo zaledwie dwustronicowy, ale i tak sprawia, że czytelnikowi włos jeży się na głowie. Tym razem Alex Kava zabiera nas na krótką wycieczkę do sennego Connecticut, a swoją bohaterkę wystawia na wyjątkowo ciężką próbę.
Wallingford to malowniczo położone miasteczko, w którym dochodzi do makabrycznego odkrycia. „Na wybrzeżu i bliżej Nowego Jorku popełniano masę przestępstw, ale w samym centrum Connecticut żyło się spokojnie. I taka ohyda nie miała prawa się tu zdarzyć”, ale się zdarzyła. Na wschód od rezerwatu McKenzie, w opuszczonych kamieniołomach pod zwałami piaskowca zostaje odnaleziona dwustupięćdziesięciolitrową beczka z mrożącą krew w żyłach zawartością, a pod nią – ku przerażania miejscowe szeryfa, który w Wallingford chciał w ciszy i spokoju doczekać do emerytury – znajdują się kolejne. Maggie O’Dell powinna sadzić kwiatki w przydomowym ogródku, bawić się z Harvey’em i cieszyć się zasłużonymi dniami wolnymi, ale odbiera telefon od zaniepokojonej przyjaciółki – psycholog Gwen Patterson. Pani doktor martwi się nagłym zniknięciem swojej pacjentki. Joan Begley wyjechała do Connecticut na pogrzeb babci i zniknęła bez śladu. Co się stało z Joan? Czy jej zaginięcie ma związek z beczkami w kamieniołomach?
Na przestrzeni kilkunastu lat ukazało się trzynaście książek z serii z Maggie O’Dell, a „Granice szaleństwa” są tomem numer cztery. Alex Kava umie zaskoczyć czytelnika, a w wypadku tej części nie można nie docenić niebanalnego pomysłu na fabułę. Rzadko się zdarza, żeby motywy sprawcy były aż tak zaskakujące. Autorka oddaje mordercy głos, więc możemy szczegółowo zapoznać się z historią jego życia i pobudkami, które popchnęły go do popełnienia straszliwych zbrodni. Nie mogę nie wspomnieć o fantastycznych postaciach drugoplanowych, które przyćmiły nieco samą Maggie O’Dell. Na szczególne wyróżnienie zasługuje noszący hawajskie koszule profesor Bonzado, który lubi oddawać się pasji gotowania w dość nietypowych miejscach, i Luc Racine – zmagający się ze straszną chorobą mężczyzna, którego wierny towarzysz wyspecjalizował się w warowaniu w pozycji „daj mi coś z tego talerza”. Scrapple czasami zapomina, że „nie wolno mu zjadać ludzi (…) Nawet jeżeli już nie żyją”. Szczególnie postać Luca chwyta czytelnika za serce. Alex Kava z dużym wyczuciem opisała codzienne zmagania człowieka, który powoli traci własne „ja”. Liczące zaledwie dwieście osiemdziesiąt sześć stron „Granice szaleństwa” składają się aż z siedemdziesięciu jeden króciutkich rozdziałów, które pochłania się w ekspresowym tempie. Autorka znakomicie buduje napięcie i nastrój grozy, a ostatnie strony przyprawiły mnie o ciarki.
„Granice szaleństwa” przeczytałam w jedno popołudnie i gorąco polecam czwarty tom serii z Maggie O’Dell nie tylko fanom gatunku, bo nie dajcie się zwieść: na początku wszystko „wygląda tak prosto i zwyczajnie”, ale niezrównana Alex Kava jak zwykle zapewnia swoim czytelnikom moc wrażeń: „Niech się wypchają Deaver i Cornwell, coś podobnego mógłby wymyślić tylko Stephen King albo Dean Koontz”!
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin
„Granice szaleństwa” i inne książki Alex Kavy znajdziecie wksięgarni internteowej selkar.pl.