Recenzja książki „Gwóźdź do trumny”

Od jakiegoś czasu furorę w mediach społecznościowych robi Zakład Pogrzebowy A.S. Bytom. Fikcyjne przedsiębiorstwo, będące „liderem na rynku nieruchomości” i oferujące przedziwne promocje, ma fanów liczonych w setkach tysięcy. Bawi ich wpisami ociekającymi czarnym humorem i niekiedy balansującymi na granicy dobrego smaku. Czy wypada śmiać się ze śmierci? Żartować na temat pogrzebów, grobów, trumien, styp, urn i zwłok? Jednych te żarty będą bawić do łez, innych oburzą. Kiedy zobaczyłam okładkę „Gwoździa do trumny” z czaszką trzymającą w zębach kwiatek i przeczytałam zapewnienie, że komedia Moniki Wawrzyńskiej jest „przerażająco śmieszna”, wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać.

Jagna Górecka prowadzi dobrze prosperujący zakład pogrzebowy Było – Minęło. Jej mąż Arek „wyjechał na chwilę do Finlandii na kontrakt i został tam dwadzieścia dwa lata”, a teraz niespodziewanie zażądał rozwodu. Jagna jest przekonana, że uda jej się zakończyć małżeństwo z klasą, chociaż wszyscy ją przestrzegają, że może nie być to takie łatwe.

Kinga Jasno jest weterynarzem, której majętna starsza pani składa niecodzienną propozycję. Alicja wyjeżdża do Australii, by odwiedzić syna, i potrzebuje kogoś, kto zajmie się jej ukochanymi kotami. Kinga boryka się z przejściowymi problemami mieszkaniowymi, więc oferta ekscentrycznej staruszki nie mogła pojawić się w lepszym momencie.

Mikołaj Górecki chce się zabić, bo został publicznie upokorzony. Odeszła od niego ukochana i zostawiła pod jego opieką zwierzaka, który z tęsknoty przestał jeść. Gdzie szukać pomocy? U uroczej pani weterynarz…

Byłam absolutnie zachwycona początkowymi rozdziałami „Gwoździa do trumny”. Poznajmy w nich Kocia, który od razu mnie zafascynował, bo od dziecka marzył o posiadaniu własnego zakładu pogrzebowego, ale to nie wszystko! Pragnął spać w trumnie, a na urodziny dostał makietę cmentarza! I co dalej z Kociem? Niestety Monika Wawrzyńska skupiła się na innych bohaterach i komediowy potencjał tej postaci nie został w ogóle wykorzystany. Kocio pojawia się od czasu do czasu, ale jakby autorka zupełnie straciła nim zainteresowanie. Zamiast tego dostajemy nieoczywiste historie miłosne i wątek odkrywania, że dla kobiety życie wcale nie kończy po czterdziestce, ale niezupełnie na to liczyłam, sięgając po książkę, której fabuła miała się kręcić wokół zakładu pogrzebowego. Nastawiałam się przede wszystkim na czarny humor, a dostałam perypetie miłosne. Za sprawą uroczych zwierzaków, które namieszają w życiu uczuciowym bohaterów, od pewnego momentu „Gwóźdź do trumny” zaczął mi przypominać powieści Joanny Szarańskiej z serii „Na tropie miłości”. Lekiem na złamane serce jest przygarniecie uroczego psiaka, który wywraca życie nowego właściciela do góry nogami. Mikołaj jest gotowy budować dla ulubienicy ścieżki sensoryczne i zabierać ją do stajni, by zobaczyła konia. Idąc tropem zwierząt – nie zabrakło także papugi, która odegrała ważną rolę w czasie pewnej rozprawy rozwodowej. Na szczęście opisy niesamowitych wypadków związanych z przygotowaniami do pogrzebów i samymi uroczystościami są przezabawne.  Jest i trumna, która zaklinowała się pod polonezem sąsiada, i zmarły pochowany w stroju Batmana, i grabarze z doklejonymi sarmackimi wąsami. Moim ulubieńcem został wyjątkowo pechowy stróż prawa, który bez przerwy wpada na trumny.

„Nieszczęście lepiej zagryzać ostrygami niż kaszanką”. Trochę tu komedii, znacznie więcej romansu, ale też sporo pozytywnej energii, więc dobrze się bawiłam, czytając „Gwóźdź do trumny”. Króciutka powieść Moniki Wawrzyńskiej to lekka i sympatyczna lektura, idealna na letnie popołudnie.

Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin

Książkę „Gwóźdź do trumny” znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.