Recenzja książki „Już w porządku, Mela”

Wiele osób narzeka na rutynę, za to Mela ceni ją jak nic innego. Kobieta uwielbia swoje uporządkowane życie. Zwykła podejmować racjonalne decyzje, oparte na liście „za” i „przeciw”. Raczej nie podejmuje ryzyka, a wiele zdarzeń w swoim życiu potrafi przewidzieć ze sporym wyprzedzeniem. Ale to wszystko do czasu.

Niespodziewanie główna bohaterka przyjmuje zaproszenie od swojego byłego chłopaka. Ma razem z nim uczestniczyć w hucznej rodzinnej uroczystości. Oczywiście, wszystkie romanse ostrzegają nas przed powrotami do ex… jak widać słusznie. Udział w zabawie w willi to pasmo katastrof, które powinny trafić na listę „najgorszych dni w życiu”, jednak tym razem nie ma czasu na jej zapisanie. Okazuje się bowiem, że los ma dla kobiety kolejną niespodziankę. Oczywiście to od niej zależy, czy ją przyjmie. Biorąc pod uwagę okoliczności, nie waha się ona zbyt długo i ucieka z ośrodka razem z dużo starszym od niej facetem. To prawdopodobnie jedna z nielicznych spontanicznych decyzji, jakiej Mela dokonała w trakcie ponad trzech dekad swojego istnienia. Ma ona wreszcie szansę doświadczyć nieznanych dotąd emocji. W ten sposób otwiera się przed nią zupełnie nowy rozdział. Od tego momentu nic już nie będzie takie samo.

„Już w porządku, Mela” stanowi kontynuację historii przedstawionej w „Nie rób scen, Flora”. Od razu zaznaczam, że drugi tom można czytać niezależnie od tego, czy miało się do czynienia z pierwszym. Tym razem opowieść skupia się bowiem na innej bohaterce. Polecam natomiast wrócić do poprzedniej części, jeśli ktoś polubi rodzinę Mikołajczyków. Sama przyznam, że między jej członkami czuć silną więź, którą miło obserwuje się z pozycji czytelnika. Na główny plan wysuwa się jednak romans – i to nie byle jaki. Racjonalna do bólu architektka zrywa ze swoimi przyzwyczajeniami i wdaje się w namiętną relację z kolegą swojego ojca.

Różnica wieku między dwójką czołowych postaci jest czymś, co mnie odrobinę zaskoczyło. Przede wszystkim od lat spotykam się wyłącznie ze schematem „ona – piękna dziewica, on – bogaty szpaner z własnym helikopterem”. Na szczęście ktoś postanowił wreszcie odpuścić sobie tę kalkę i wniósł coś świeżego do współczesnej literatury obyczajowej. Dobrze było choć raz dla odmiany poczytać o czymś innym. O ludziach z krwi i kości. Różnych. Niepewnych. Zagubionych. Szalonych. Zdumiewające, że wystarczyło zmienić zaledwie kilka szczegółów, a historia stała się kilka razy bardziej interesująca. Mam nadzieję, że coraz więcej osób będzie szło w ślady Martyny Pustelnik. Takich romansów potrzebujemy.

Z przyjemnością stwierdzam, że jak na początkującą autorkę, otrzymaliśmy całkiem sprawnie napisane dzieło. Dialogi są wartkie i naturalne, a fabuła nie dłuży się ani na moment. Co więcej, nie brakuje w książce humoru, który sama wyjątkowo cenię, jeśli sięgam po obyczajówkę. Przy powieści można się naprawdę nieźle bawić, a lektura upływa w okamgnieniu. Przede wszystkim na wyróżnienie zasługuje opis przemian, jakie zachodzą w głównej bohaterce. Jak przestaje ona tworzyć kolejne tabele czy spisy i pozwala sobie na odrobinę spontaniczności. Jej grafik przestaje być tak napięty, a życie nabiera kolorów. A to wszystko pod wpływem przypadkowych spotkań, nieprzemyślanych decyzji i odrobiny szczęścia.

Zdecydowanie polecam „Już w porządku, Mela” wszystkim, którzy robią teraz swoje własne listy – książek do przeczytania.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa

„Już w porządku, Mela” i inne książki z kategorii literatura kobieca znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.