Recenzja książki „Karmazynowa Korona”
„Kocham Cię. Kocham wszystko w Tobie… To, jak bronisz ludzi, nawet gdy wiele Cię to kosztuje; to, jak próbujesz postępować słusznie, nawet gdy nie jesteś pewna, co jest słuszne; kocham to, jak się wysławiasz. Masz taki talent do używania słów, jak nożownik do posługiwania się nożem. Umiesz rozłożyć wroga na łopatki i poderwać ludzi do odkrycia w sobie tego, co w nich najlepsze… Zmieniłaś moje życie. Dałaś mi słowa, których potrzebuję, żeby stać się tym, kim zechcę”. Nadszedł czas pożegnania z bohaterami serii „Siedem Królestw”. Cinda Williams Chima zabrała czytelników w bardzo długą ( dwa i pół tysiąca stron!) podróż, która właśnie dobiegła końca. Po przeczytaniu „Króla Demona”, „Wygnanej Królowej” i „Tronu Szarych Wilków” nie mogłam odmówić sobie przyjemności sięgnięcia po „Karmazynową Koronę”. Czy „jesteśmy więźniami historii i wciąż powtarzamy błędy z przeszłości”?
Zgodnie z tradycją po śmierci Marianny na królową zostaje koronowana jej starsza córka Raisa. Nazywana przez poddanych Dziką Różą młoda władczyni „ma w sobie krew wszystkich ludów Fells”, co daje nadzieję na rychłe zjednoczenie klanów, czarowników i doliniarzy. Jednak w Fellsmarchu wrze. Ktoś morduje miotaczy uroków i próbuje skierować podejrzenia na Hana Alistera. Wielu nie podoba się, że zaledwie trzy miesiące po opuszczeniu Oden’s Ford został „strażnikiem osobistym królowej i jej nominowanym do Rady Czarowników”. Raisa powinna wreszcie wybrać kandydata na męża, bo w jej przypadku „małżeństwo to w końcu tylko polityczny układ. Chodzi o to, by zawrzeć związek, począć następcę, a potem można robić, co się chce”, ale serce nie sługa, a królowa oddała swoje Alisterowi. Raisę czeka ją wyjątkowo trudne zadanie, bo „królestwo jest w kryzysie, największym od czasu Rozłamu”, a Zamek Fellsmarch oblegają dwie armie. Komu w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa może zaufać nowa królowa?
„Karmazynową Koroną” podzieliłabym na dwie części: polityczno ( blaski i cienie władzy) – sensacyjną (zagadka morderstw czarowników) oraz wojenno (oblężenie Fellsmarchu) – historyczną (ukryty skarb). W pierwszej połowie książki autorka skupiła się na pokazaniu, jak niełatwym zadaniem jest wejście w rolę królowej i jak brudna bywa polityka. Obserwujemy nie tylko Raisę, która powoli traci wiarę w otaczających ją ludzi i od pewnego momentu już naprawdę nie wie, kto mówi prawdę, a kto tylko próbuje ją wykorzystać do własnych celów, ale też Hana, który knując i zawiązując ryzykowne sojusze próbuje przejąć władzę w Radzie Czarowników. Większość wpływowych dworzan nadal uważa go za „szczura ulicznego w aksamitnej pelerynie”, ale nie od dziś wiadomo, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. W drugiej połowie Cinda Williams Chima rozdzieliła głównych bohaterów, co przyjęłam z radością, bo nie podoba mi sposób prowadzenie przez autorkę wątku miłosnego („Byli jak dwa odpryski jednej gwiazdy, połączeni wspólną historią i wspomnieniami skrywanych pocałunków”). Raisa została uwięziona w oblężonym mieście, a Han, który nie tylko odkrył „wstrząsającą prawdę przysłoniętą powtarzanymi przez tysiąc lat kłamstwami”, ale też dzięki wskazówkom Kruka odnalazł skarb, przepadł bez śladu.
Każdy kolejny tom serii „Siedem Królestw” był lepszy od poprzedniego i nie inaczej jest w przypadku „Karmazynowej Korony”. To zdecydowanie najciekawsza, bo trzymająca w napięciu do ostatnich stron odsłona przygód Raisy i Hana. Cinda Williams Chima zgrabnie domyka wszystkie wątki, a czytelnicy mogą odetchnąć z ulgą – finał nie powinien nikogo rozczarować. Czy Raisa wreszcie stanie na ślubnym kobiercu? Aby się o tego dowiedzieć, musicie sięgnąć po „Karmazynową Koronę”.
„Karmazynową Koronę” i inne książki z serii Siedmiu Królestw znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin.