Recenzja książki „Kat Hitlera”
„-Naprawdę nie robi panu różnicy, kogo pan zabija? – pyta wreszcie.
-Wykonuję wyroki – natychmiast go poprawiam. –A to istotna różnica.”
Czy kat jest winny śmierci osób, które ścina? Czy jest tylko wykonawcą, ręką sędziego i ławy przysięgłych, którzy zadecydowali o losie przypadkowego człowieka? Czy kata należy potem skazać za to, że kogoś zabił? I czy śmierć zadana przez kata jest czymś innym niż śmierć z ręki seryjnego mordercy? Gdzie leży ta granica i jak należy to postrzegać? Oto pytania, które przychodzą na myśl, gdy czyta się książkę Maxa Czornyja, „Kat Hitlera”. To opowieść o Johannie Reichhartcie, która nieco różni się od dotychczasowych książek autora na temat oprawców nazistowskich. A wiecie dlaczego? Bo podczas gdy Amon Göth czy Ilse Koch praktycznie czerpali przyjemność ze znęcania się nad więźniami, tak Reichhart i jego podejście do sprawy było zupełnie inne…
Reichhart nie był typowym nazistowskim oprawcą – pochodził z rodziny katów, gdzie zawód ten przechodził z ojca na ojca, lub z wuja na bratanka. Ich rodzina wręcz szczyciła się swoimi umiejętnościami i długoletnią tradycją – Johann został wychowany w przekonaniu, że kat to dumny zawód, niemal jak każdy inny, a w każdym zawodzie trzeba być profesjonalistą i jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Był daleko poza polityką, nigdy nie chciał się w nią angażować, chciał po prostu być dobry w tym, co robi. Początkowo wykonywanie wyroków było dla niego nieco szokiem, czymś nowym, czuł się niepewnie – z czasem chciał zostać mistrzem w swoim fachu.
„Chcę być kimś. A jeśli mam serwować śmierć, pragnę robić to jak nikt inny.”
Sama historia jest raczej prosta, krótka i zwięzła, ale wydaje mi się, że jej najistotniejszym aspektem są właśnie wspomniane wyżej rozważania natury filozoficznej. Sam Reichhart nie wybierał przecież swoich ofiar, chciał jedynie, aby egzekucje były prowadzone w jak najlepszy sposób, z poszanowaniem śmierci. Ustalał rekordy czasowe, dbał o profesjonalizm swojego zawodu, nie omieszkał nawet zwolnić asystenta, który pojawił się w pracy pijany. I chyba faktycznie sam w sobie nigdy nie widział zła – być może nawet chwilami widział w sobie jedynie pionka, który ma za kogoś wykonać brudną robotę. Więc czy był zbrodniarzem? Czy może jako kat wykonujący tylko swoją pracę był niewinny?
Jestem przekonana, że każdy, kto sięgnie po tę powieść, opartą na faktach, ale niebędącą źródłem typowej wiedzy historycznej – o czym należy zawsze pamiętać w przypadku powieści fabularyzowanych, zacznie się nad tymi aspektami zastanawiać. I wydaje mi się, że właśnie dlatego autor wybrał tę postać – aby pobudzić czytelników do rozważań i pokazać inne oblicze nazistowskiego okrucieństwa. Zdecydowanie ciekawa zagrywka.
Autorka recenzji: Magdalena Senderowicz
„Kata Hitlera” i inne książki Maxa Czornyja znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.