Recenzja książki „Krew & Miód” Shelby Mahurin

Po zaskakującym debiucie powraca do nas Shelby Mahurin ze swoją nową powieścią, zatytułowaną „Krew & Miód”. Niech zapną pasy wszyscy ci, którzy tak jak ja dali się oczarować nietuzinkowej czarownicy i opiekuńczemu łowcy, bo nowy tom to istna jazda bez trzymanki. Jeśli sądziliście, iż Lou do tej pory miała przechlapane, to teraz uznacie, że jest już praktycznie jedną nogą w grobie. Ją i jej ukochanego ściga sporo osób, bo: wrogo nastawione królestwo, mściwa instytucja, jaką jest Kościół oraz jeszcze bardziej mściwa instytucja, czyli sabat. Cios może nadejść z każdej strony, a nasze małżeństwo wraz z przyjaciółmi może liczyć na pomoc nielicznych osób.

Przyznam, że od pierwszej części kibicuję Lou oraz Reidowi i w tym zakresie nic się nie zmieniło. Są cudowną parą, która stale dojrzewa i uczy się siebie. Całkiem nieźle jak na przymusowe, zaaranżowane małżeństwo. Całe szczęście ponownie pojawiły się też takie postacie jak Coco czy Madame Labelle. Wydaje mi się, że choć pełnią mniej znaczące role, to nadają książkom kolorytu.

Tym razem celem głównych bohaterów nie jest jedynie ukrywanie się. Czas stanąć do walki. Grupa próbuje zebrać siły, by w końcu raz i na zawsze położyć kres tyranii Morgane, matki Lou. Czy ich magia jest wystarczająca? Czy Reid da radę ochronić swoją żonę? Czy nienawiść wygra ze sprawiedliwością? Przekonajcie się sami. Zdradzę tylko, że niezależnie od tego, na ile spodoba się wam historia, zakończenie zmiecie was z nóg. A po nim pozostanie nam tylko czekać na kolejną część.

Jeżeli komuś podobał się „Gołąb & Wąż”, będzie się dobrze bawił także przy „Krwi & Miodzie”, choć zakładam, że niektórzy mogą uznać, że fabuła została sztucznie pociągnięta, a Lou będzie zyskiwała coraz to nowszych wrogów, i ile tylko znajdzie się popyt na kolejne książki. Ja jednak żywię nadzieję, że autorka wie, co robi, ma pomysł na swoich bohaterów i nie zrobi swoim fanom krzywdy produkując jakiegoś niepotrzebnego tasiemca.

Tak, jak poprzednio, trzeba przygotować się na to, że akcja rozbudza się powoli i książka zaczyna wciągać dopiero gdzieś po setnej stronie. Ostrzegam, że dojdzie do niejednej dramy. Lou i Reid muszą przepracować jeszcze sporo rzeczy, głównie w swoich głowach. Ona jest porywcza i nieokiełznana, on stroni od magii i chce mieć wszystko pod kontrolą. Konfrontacja zaborczości z brakiem pokory nie raz i nie dwa doprowadzi do poważnych konfliktów. Momentami może to zacząć irytować, ale ja mam taką słabość do tych bohaterów, że wszystko bym im wybaczyła, więc udało mi się jakoś przetrwać urządzane przez nich dantejskie sceny.

Zdaje sobie sprawę, że jest wiele osób, które się od pierwszego tomu zupełnie odbiły, więc nie polecam im sięgać po kontynuację. Znajdą tam te same postaci, podobne problemy i wątki, ten sam świat. A tych, którzy „Gołębia & Węża” nie mieli jeszcze w ręce, odsyłam do szybkiego nadrabiania. Raczej nie polecam zaczynać czytania od „Krwi & Miodu”, bo samemu trudno byłoby dojść do tego kto, co, z kim, gdzie i dlaczego, a imion, miejsc oraz koligacji jest na tyle, że warto się intensywnie na nich skupić już na początku.

„Krew & Miód”oraz inne książki fantastyczne znajdziecie na stronie internetowej selkar.pl

Autorka recenzji: Klaudia Sowa