Recenzja książki „Królestwo miedzi”
„Przed nimi pojawił się Dewabad. Miasto w porównaniu do łodzi było tak olbrzymie jak lew przy komarze. Gęsta mgła kłębiła się u podnóży olbrzymich, błyszczących, mosiężnych murów, a ich ogrom zasłaniał niebo. Znad ich szczytu wyglądały minarety z piaskowanego szkła i delikatne stupy, starożytne ceglane zikkuraty i świątynie wykładane jasną ceramiką. Wszystkich ich strzegła prosta, zwieńczona blankami wieża Cytadeli, wysoka i dumna, symbol Am Geziry”. Witajcie ponownie w magicznym Dewabadzie, w którym prawdziwym przysmakiem są długo miotające się przed śmiercią węgorze jaskiniowe, okazaniem litości przez władcę jest wydanie rozkazu uduszenia własnego dziecka podczas snu, a zastraszanie bogaczy to nic innego jak „korygowanie deficytu podatkowego”. Po fantastycznym „Mieście mosiądzu” przyszła pora na „Królestwo miedzi”. S.A.Chakraborty ponownie czaruje czytelników, zabierając ich w niezapomnianą podróż do krainy, w której rzucanie klątwy na konkurenta jest powszechnie stosowaną praktyką biznesową.
Minęło pięć lat od śmierci Dary, który zginął z ręki księcia Aliego. Młodszy syn władcy został wygnany, ale teraz powraca do Dewabadu. Jego przybycie wytrąca z równowagi Nahri. Dorastająca w Kairze dziewczyna została żoną Muntazira, pracuje jako uzdrowicielka i marzy o odbudowaniu miejskiego szpitala, ale nadal cierpi, bo nie zapomniała o Darze. Afszin „wkradł się do jej serca, a potem strzaskał je na kawałki, tak rozpaczliwie pragnąc ją ocalić – wbrew jej woli – że zaryzykował rozpętanie kolejnej wojny”. W Dewabadzie wrze, ale mieszkańcy i tak szykują się do wyjątkowo hucznych obchodów święta Nawasatem. Nie mają pojęcia, że gdzieś daleko za murami magicznego miasta, którymi rządzi „strach i nienawiść, rosnące przez stulecia na żyznej glebie przelanej krwi i wzajemnych uraz”, grupa spiskowców pracuje nad przebiegłym planem zdobycia Dewabadu.
Dynastia Kahtanich, Nahidzi, maridowie, afszini, szafici, ifryty, ghule….Trochę się martwiłam, że po rocznej przerwie będą miała problem z połapaniem się, kto jest kim, bo na kartach „Miasta mosiądzu” autorka wyczarowała tylu bohaterów, że nie od razu byłam w stanie przypomnieć sobie powiązania między nimi. Na szczęście na początku „Królestwa miedzi” znajdziemy spis postaci, który okazał się bardzo pomocny. Przez pięć lat wiele się zmieniło. Nahri nie jest już „zagubioną dziewczynką z Kairu”, która myślała, że trafiła do bajkowego świata. Gderliwy, ale uroczy Darajawahusz e-Afszin, „ostatni wielki obrońca rodu Dewów i strażnik Nahidów” okazał się „skąpanym we krwi niewinnych ofiar z Kwi-zi” potworem. Rozdarty pomiędzy lojalnością wobec rodziny a swoimi przekonaniami Ali znany jest teraz jako „Alizajd Zabójca Afszina. Przebiegły książę, który potrafi sprawić, że pustynia rozkwitła, i podróżuje z oddziałem najdzikszych wojowników w całej Am Gezirze”. Zmieniło się też samo miasto, którego mieszkańcy bez przerwy „biją rekordy w mordowaniu się nawzajem”, a tam gdzie lecą iskry, musi dojść w końcu do wybuchu. Spiski, przewroty, zamachy, prowokacje, uprowadzenia, otrucia, zdrady, sekrety i urazy skrywane przez stulecia – w Dewabadzie naprawdę nie ma miejsca na nudę, a bardzo emocjonujące końcowe rozdziały przywodzą na myśl „Grę o tron”.
„Groźba wymierzona w ukochaną osobę jest skuteczniejszą metodą kontroli niż całe tygodnie tortur”. Obawiałam się, że „Królestwo miedzi” nie okaże się tak porywające jak „Miasto mosiądzu”, bo dość często zdarza się, że drugi tom serii nie dorównuje pierwszemu, ale nie tym razem. Po raz kolejny doskonale bawiłam się w magicznym świecie stworzonym przez S.A.Chakraborty. Ogromnie cenię poczucie humoru autorki. Książka liczy ponad sześćset stron, ale jest tak wciągająca, że pochłania się ją w ekspresowym tempie. Do zobaczenia w „Imperium złota” i „Niech wasz ogień płonie jasno”!
„Królestwo miedzi” i „Miasto mosiądzu” znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin.