Recenzja książki „Królewska guwernantka”
„Urodziła się w Londynie w kwietniu 1926 roku jako trzecia w kolejce do tronu, a jej przybycie na ten świat zostało uhonorowane salwą z dwudziestu jeden dział londyńskiej Tower (…). Na pierwsze urodziny otrzymała od mieszkańców antypodów trzy tony zabawek (…). W całym imperium jej wizerunek pojawiał się na flagach, znaczkach i puszkach karmelu. Jej podobizna znalazła się w muzeum figur woskowych Madame Tussaud, dziecięce oddziały szpitalne nosiły jej imię i niedawno wzniesiono flagę nad Ziemią Księżniczki Elżbiety w północnej części Kanady. Żadna z tych rzeczy nie sprzyjała wyważonemu spojrzeniu na siebie ani na kogokolwiek innego”. Mowa oczywiście o zmarłej w zeszłym roku Elżbiecie II, a „Królewska guwernantka” Wendy Holden to pasjonująca opowieść o Marion Crawford – niezwykłej kobiecie, która „znała królów i wychowała królową”.
Marion jest pełnokrwistą Szkotką o dużej wrażliwości społecznej, która chce się poświęcić pracy z biednymi dziećmi, ale w wyniku splotu okoliczności wyrusza w podróż do Londynu, gdzie przez miesiąc ma na próbę zajmować się „najsłynniejszą sześciolatką na świecie” – księżniczką Elizabeth, nazywaną przez wszystkich Lilibet. Na początku dziewczynie trudno się odnaleźć w nowej rzeczywistości i nie zdaje sobie sprawy z czyhających na nią niebezpieczeństw i pułapek, ale szybko przywiązuje się do podopiecznej i stawia sobie za cel pokazanie jej prawdziwego życia. Lilibet nie zna smaku cukierków, bo serwuje jej się tylko wyszukane desery, jak fiołkowe kremy, nigdy nie jechała metrem i nie odwiedziła publicznego basenu, a przecież tętniący życiem Londyn „to jedna wielka lekcja na świeżym powietrzu”. Kiedy Elizabeth niespodziewanie zostaje następczynią tronu, Marion bierze na swoje barki olbrzymią odpowiedzialność i całkowicie oddaje się wychowaniu księżniczek.
Morał płynący z „Królewskiej guwernantki”? Życie w pałacu to nie bajka, jeżeli jesteś pracownikiem rodziny królewskiej. Nie wolno ci chodzić środkiem chodnika, gardzi tobą Dookie – pies rasy corgi, który jest strasznym snobem, na widok royalsa musisz spuszczać wzrok i ciągle uważać, żeby nie usiąść na ulubionym krześle królowej Wiktorii, bo to zabronione! A do tego myszy, robactwo, przenikliwe zimno, przeciągi i rozpadające się wyposażenie. Czego w tej książce nie ma – i wrzeszczący król, który niechcący zjada gąsienie, i pijani dudziarze, i paparazzi ukrywający się po krzakach, a w samym środku tego szaleństwa – Marion, która nie miała pojęcia na co się pisze. Przezabawne są opisy codziennego życia członków rodziny królewskiej, a największą gwiazdą powieści jest z pewnością krnąbrna Margaret, która zdolna jest do wszystkiego, nawet do wynoszenia sztućców w majtkach. Zafascynowały mnie emocjonujące rozdziały rozgrywające się w czasie wojny, ale nie spodziewałam się tak gorzkiego zakończenia. Bohaterka dla swoich podopiecznych poświęca wszystko, w tym życie prywatne, przez siedemnaście lat wiernie służy i wspiera, a co otrzymuje w zamian?
„W byciu członkiem rodziny królewskiej chodzi o wizerunek”. Macie już przesyt royalsów? Jeżeli denerwuje was Harry opowiadającego o tym, jak trudno być nieprzyzwoicie bogatym księciem, to w ramach odtrutki na jego marudzenie sięgnijcie po „Królewską guwernantkę” i przekonajcie się, jak przed dziesięcioleciami wyglądało życie młodziutkiej następczyni tronu i oddanej jej Crawfie. Na pewno nie pożałujecie, bo świetnie napisana powieść Wendy Holden to idealna książka dla wszystkich tych, którzy chcą zajrzeć za kulisy pałacowego życia, pośmiać się, wzruszyć i przede wszystkim miło spędzić czas z przyjemną lekturą.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin
„Królewską guwernantkę” i inne książki znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.