Recenzja książki „Lato Sabiny”

Konstrukcja powieści Magdaleny Kopeć zatytułowanej „Lato Sabiny” wydaje się być jakąś formą komedii pomyłek. Po lekturze odnoszę wrażenie, że okładka i opis na jej tyle powstały w oderwaniu od fabuły lub jeszcze przed jej powstaniem. No bo spójrzcie tylko na tę szczęśliwą panią patrzącą w dal rozmarzonym wzrokiem i te ogrzane słońcem pola widoczne pod nią. Czyż to nie zapowiada istnej sielanki? Przyjemnego romansu lub obyczajówki, która umili nam ostatnie dni lata? Otóż nie. Powiecie jednak „Halo, halo! W opisie podają, że to historia Hanki, która ucieka od przykrej przeszłości do małego miasteczka, gdzie poznaje przyjaznego Irka, z którym nawiązuje jakąś relację. Przecież wszystko się zgadza. Klimat spójny z okładką”. A ja Wam mówię: otóż nie (po raz drugi).

Zacznijmy od czegoś, co może najbardziej nurtować wnikliwych czytelników. Czemu to lato należy do Sabiny, skoro główną bohaterką jest Hanka Szamota? I tutaj mogę Was zaskoczyć – uwaga, fanfary – Sabina to przezwisko Hanki. Czy ma to jakieś znaczenie fabularne? Nie. Ale kto autorce zabroni? No więc Sabina vel Hania nie była najbardziej prawą osobą zamieszkującą Warszawę. W zasadzie jej działalność może sprowadzić na nią i jej wspólników prawne kłopoty, przez co dwójka jej partnerów od przewałów wysyła ją do Borzęcina, gdzie ta ma się zaszyć na jakiś czas. Oczywiście główna bohaterka jest oburzona, jednak jako że ma słabość do Marka, który zainicjował plan usunięcia jej ze stolicy, niechętnie przystaje na propozycję.

Rzeczywiście, później kobieta poznaje Irka, który, o zgrozo, okazuje się mieć powiązania z osobami, które próbują zdekonspirować Hankę. Jest więc to niebezpieczna relacja, co może dodawać wątkowi romantyzmu i nuty sensacji lub też przekształcać go w czysty kicz. Jak było w tym przypadku, przekonajcie się sami. Dodatkowo możemy śledzić także reakcję otoczenia, jaką wywiera Sabina. W końcu nie od dziś krążą legendy o małomiasteczkowej wspólnocie, która dzieli się plotkami szybciej niż światło porusza się w próżni. Nie zapominajmy także o jakże mitycznej niechęci do obcych.

Jeżeli chodzi o styl autorki, to wydaje mi się całkiem przyjemny, choć początki nie były łatwe. Pierwszy rozdział tak mnie zmęczył i zniechęcił, że do lektury wróciłam dopiero po czasie. Myślę jednak, że było warto. Dlatego też radzę Wam nie poddawać się od razu, bo po niefortunnym wstępie akcja się rozkręca, a dialogi są znacznie bardziej zrozumiałe i przejrzyste. W prologu natomiast absolutnie nie mogłam pojąć, o co chodzi rozmawiającym ze sobą postaciom i ciągle się gubiłam, bo raz padało imię Sabina, a raz Hanka. Przez długi czas byłam pewna, że to jakiś błąd w korekcie. Że autorka zmieniła imię bohaterki i edytor nie wprowadził wszystkich poprawek. Na szczęście po tym, jak olśniło mnie wreszcie, że mowa o jednej i tej samej osobie, fabuła zaczęła mi się klarować i reszta lektury była przyjemnością.

Książkę Magdaleny Kopeć polecam czytać z lekkim dystansem. Jest bardziej wulgarna niż powieści obyczajowe pióra Natalii Sońskiej, czy Agaty Przybyłek, lecz wciąż wątki dramatyczne i sensacyjne nie są na tyle rozbudowane, aby brać je w pełni na poważnie i jakkolwiek się nimi przejmować. W każdym razie jest to historia inna, świeża i na dłuższą metę wciągająca.

„Lato Sabiny” i inną literaturę kobiecą znajdziesz na selkar.pl.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa.