Recenzja książki „Ludzie z mgły”

Z prozą Izabeli Janiszewskiej miałam już wcześniej do czynienia, jednak nie pamiętam zbyt dobrze poprzedniej lektury. To, jakie emocje wzbudza jej nowa książka, świadczy o tym, jak duży progres zaliczyła pisarka w ostatnich latach. Mam bowiem przeczucie, że tę konkretną historię zapamiętam całkiem dobrze. Może nawet kiedyś do niej wrócę.

Autorka przenosi nas do hermetycznych Sinic, gdzie każdy wie o każdym, a sąsiedzi nie znają pojęcia prywatności. Choć z chęcią wtrącają się w życie innych, sami pozostają skryci. Tu chroni się swoje sekrety, nadstawiając jednocześnie ucha do cudzych drzwi. Gęstą atmosferę pogłębiają nie tylko plotki, ale i miejscowe legendy, które niejedną osobę mogłyby przyprawić o dreszcze. Mogłaby to być wieś jakich wiele, ale jest coś, co wyróżnia ją spośród szeregu innych osad. Tym czymś jest niepokojące zjawisko, a mianowicie tajemnicze zniknięcia ludzi.

W Sinicach słyszano już o kilku przypadkach osób, którzy nagle, bez ostrzeżenia, zaginęły we mgle. Czyżby rozpłynęli się razem z nią? A może na pobliskich łąkach grasuje porywacz? No chyba, że to jakieś niezwykłe stworzenie zabija zbłąkanych wędrowców? Trudno odpowiedzieć na te pytania i sugestie, bowiem nikt jak dotąd się nie odnalazł. A fakt ten jedynie podsyca wyobraźnię miejscowych.

Pewnego poranka mgliste opary ponownie zbierają swoje żniwo. Znika w nich młoda, zaledwie dziewiętnastoletnia dziewczyna imieniem Alicja. Kilka tygodni po tym wydarzeniu z mgły wychodzi… nieznany nikomu mężczyzna. Co więcej, ma on ze sobą pamiątkę należącą niegdyś do zaginionej. Niestety, nie pamięta niczego dotyczącego jego własnej osoby, więc nie jest w stanie wyjaśnić, o co tak naprawdę chodzi w całej sprawie. Ustaleniem tego zajmują się śledczy, którym zadania nie ułatwia lokalna społeczność. Większość mieszkańców woli milczeć, niż współpracować. Pozostają nieufni wobec przyjezdnych.

Izabeli Janiszewskiej w fantastyczny sposób udało się oddać klimat małej miejscowości. Nadała też swojej opowieści odrobinę grozy, która sprawia, że całość wypada jeszcze lepiej. Powieść utrzymana jest w dobrym stylu. Bohaterowie są ciekawi i trójwymiarowi. W tym zakresie szczególnie dobrze wypada rodzina Jaroszów, czyli bliskich zagubionej Alicji. Autorka świetnie oddała emocje targające osobami postawionymi w tak trudnej i niezrozumiałej sytuacji. Również dialogi między poszczególnymi postaciami wypadają niezwykle naturalnie, może z paroma tylko wyjątkami. Pisarka podeszła do swojej fabuły kreatywnie. Miesza czasy, przerzuca ciężar historii na różnych bohaterów i sprawia tym samym, że nie chcemy ani na chwilę oderwać się od lektury. To jedna z tych książek, których nie odkładamy na półkę, dopóki nie skończymy i nie dojedziemy do ostatniej kropki. Z tego powodu polecam ją wszystkim tym, którzy planują w najbliższym okresie weekendowy wyjazd i chcą zabrać do czytania coś, co umili im czas wolny.

Tym, co szczególnie spodobało mi się w „Ludziach z mgły”, jest to, jak autorka myli tropy. Podsuwa nam pod nos fałszywe poszlaki, by później zupełnie zmienić narrację i zaskoczyć nas kolejną propozycją rozwiązania sprawy. Taka zabawa w kotka i myszkę z oczekiwaniami odbiorcy to coś, co zawsze się sprawdza w przypadku thrillerów. Wracając do samej mgły, muszę też powiedzieć, że nie sądziłam, że tak prozaiczne zjawisko pogodowe może wywołać u mnie ciarki na plecach, za co pani Janiszewskiej należą się głośne brawa.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa

„Ludzi z mgły” i inne książki thrillery możecie znaleźć w księgarni internetowej selkar.pl.