Recenzja książki „Malibu płonie”
„Można ukraść komuś falę tylko wtedy, gdy ma się pewność, że ten ktoś nie spuści ci łomotu. Bo tak piękne fale są rzadkie. Tak to jest z wodą – człowiek nie może jej kontrolować. Jest zdany na łaskę natury. To właśnie czyni surfing czymś więcej niż tylko sportem: wymaga, by los był po Twojej stronie, by ocean Ci sprzyjał. Dlatego kiedy trafia się zajebista fala (…) – wysoka do piersi, stroma, łamiąca się szybko i gładka – to jak wygrana na loterii i strzał w dziesiątkę w jednym”. Pewnie nie sięgnęłabym po „Malibu płonie”, gdybym nie przeczytała dwóch wcześniejszych książek Taylor Jenkins Reid. Zniechęciłaby mnie różowa okładka oraz opis sugerujący, że mamy do czynienia z typową obyczajówką. Do tej pory autorka zawiodła mnie tylko raz, ale „Na zawsze, ale z przerwą” było jej debiutem, a przez ostatnie lata Taylor Jenkins Reid niesamowicie się rozwinęła i dojrzała jako pisarka. Czy siódma powieść w jej dorobku okazała się równie dobra co „Siedmiu mężów Evelyn Hugo” i „Daisy Jones & The Six”?
Malibu, Kalifornia. Sierpień 1983 roku. Surferka Nina Riva przeżywa trudne chwile, bo niedawno porzucił ją mąż – słynny tenisista Brandon Randall. Uwielbiany przez kibiców sportowiec uległ urokowi odnoszącej sukcesy tenisistce Carrie Soto, łamiąc żonie serce i publicznie ją upokarzając. Jakby tego było mało, w położonym na klifie domu Niny, która marzy tylko o tym, by ukryć się przed całym światem, trwają właśnie gorączkowe przygotowania do imprezy, która obrosła już legendą, bo z roku na rok „przyciągała coraz więcej rozpoznawalnych osób. Aktorów, gwiazd muzyki pop, modelek, pisarzy, reżyserów, a nawet kilku olimpijczyków. Jakimś cudem ta niegdyś mała zabawa stała się imprezą, na której trzeba być”. Co prawda zdradzona kobieta może liczyć na wsparcie trójki rodzeństwa – Kit, Huda i Jaya, ale pojawienie się kilku niespodziewanych gości kompletnie wytrąca ją z równowagi i doprowadza do wybuchu kolejnych konfliktów. Jak zakończy się ten letni wieczór w Malibu?
Plaże ze złocistym piaskiem, turkusowa woda, niesamowite widoki i ponad dwieście osiemdziesiąt dni słonecznych w roku. Taylor Jenkins Reid zabiera nas do zapierającego dech w piersiach Malibu – raju dla surferów, w którym Nina Riva przeżywa swój osobisty dramat, ale i inni bohaterowie skrywają mroczne sekrety, które w każdej chwili mogą zostać ujawnione. W „Malibu płonie” śledzimy nie tylko przygotowania do imprezy i sam jej przebieg, ale też cofamy się w czasie, aby poznać koleje losów rodziców Niny. Jej ojciec doszedł na sam szczyt, uprzednio porzucając żonę z czwórką małych dzieci i nie interesując się ich losem, ale mimo upływu lat „cień Micka Rivy prześladował każde z jego dzieci”. Czy Nina powtarza błędy swojej matki, a jeden z jej braci idzie w ślady ojca, bo tak naprawdę „losy naszych rodziców są w nas odciśnięte”? Oba plany czasowe są równie ciekawe, ale chyba odrobinkę bardziej wciągnęła mnie historia rozstań i powrotów June i Micka. Kiedy impreza w domu na klifie się rozkręca, napięcie sięga zenitu i czujemy, że musi dojść do jakieś tragedii. Spodziewałam się nieco innego zakończenia, ale i takim finałem czuję się w pełni usatysfakcjonowana.
„W naturze Malibu leży, by płonąć”, a Taylor Jenkins Reid po raz trzeci sprawiła, że nie mogłam się oderwać od lektury. Jej najnowsza powieść niesamowicie wciąga, a urokowi słonecznej Kalifornii po prostu nie sposób się oprzeć. Już nie mogę się doczekać polskiego wydania „Carrie Soto is back” i ponownego spotkania ze zdeterminowaną tenisistką, która nieźle namiesza w życiu bohaterów „Malibu płonie”.
„Malibu płonie” i inne powieści zagraniczne znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin.