Recenzja książki „Nie zabiłam”

„Z mojej głowy znika cisza, zaczyna huczeć w niej jak w ulu. Nie jestem złym człowiekiem. Byłam tylko pogubionym dzieckiem, które zaznało zbyt wielu krzywd. Nie chciałam tego zrobić, to się po prostu stało. Nie zabiłam nikogo więcej. Wiem o tym. Może i jestem psychicznie rozchwiana, oczywiście, że jestem! W końcu od lat się leczę, ale żaden ze mnie zwyrodnialec! Zabiłam tylko raz. Jestem tego pewna”. Bardzo lubię książki thrillery medyczne, ale do tej pory czytałam wyłącznie te autorstwa zagranicznych pisarzy. Nie miałam pojęcia, że mamy polską specjalistkę od tego specyficznego podgatunku dreszczowca. Klaudia Muniak ma już na koncie kilka powieści, ale „Nie zabiłam” to dopiero moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Któż mógłby się oprzeć tej hipnotyzującej czerwono – błękitnej okładce i intrygującemu opisowi?

Sabina Gancarek ma trzydzieści cztery lata i właśnie rozpoczyna leczenie lekiem długodziałającym o nazwie Deprotiksol. Specyfik ten ma jej pomóc w codziennym funkcjonowaniu. Doktor Niemczyk zapewnia ją, że Deprotiksol  to „maksymalizacja skuteczności i minimalizacja objawów niepożądanych”, ale Sabina i tak bardzo się denerwuje przed pierwszym zastrzykiem. Po nim kobieta zaczyna odczuwać silne zawroty głowy, ale zostaje zapewniona, że to całkowicie normalne. Następnego dnia po przyjęciu leku w mieszkaniu, w który Sabina podnajmuje pokój, zjawia się policja. Funkcjonariusze zabierają ją na komisariat, gdzie informują ją, że jej była szefowa, Jowita Niedbalec, nie żyje. Została zamordowana, a zwolniona przez nią Sabina miała powód, by ją zabić. Gancarek nie ma solidnego alibi, a co gorsze – wiele pamięta z dnia, w którym ktoś rozbił głowę Jowicie. Policja jest przekonana, że Sabina zabiła. W końcu zrobiła to już wcześniej…

Nie przepadam za pierwszoosobową narracją, bo zazwyczaj nużą mnie przydługie przemyślenia bohatera, ale w „Nie zabiłam” sprawdziła się ona świetnie. Obserwowanie wydarzeń oczami Sabiny okazało się fascynującą wyprawą w głąb przypominającego labirynt ludzkiego umysłu. Gdy już się wydaje, że znaleźliśmy wyjście, trafiamy na ślepy zaułek. To, że nie wierzą nam inni, to jedno, ale co w sytuacji, kiedy nie możemy wierzyć sami sobie? Czy Gancarek faktycznie „zepsucie wessała z mlekiem matki”? Co się wydarzyło w jej przeszłości, że stała się taką, a nie inną osobą, i teraz nienajlepiej radzi sobie w stresujących sytuacjach? Tego wszystko dowiemy się z umiejętnie wplecionych w fabułę retrospekcji. Plus za zmianę czcionki – dzięki temu prostemu zabiegowi czytelnik od razu wie, że nastąpił przeskok w czasie. Autentycznie przejęłam się losem bohaterki,  bo jej pogmatwana historia naznaczona jest mrokiem, przemocą i niewyobrażalnym cierpieniem. Klaudia Muniak kilka razy mnie zaskoczyła. Kiedy już myślałam, że wszystkie elementy układanki trafiły na swoje miejsce, autorka wyprowadziła mnie z błędu i skierowała opowieść na zupełnie inne tory. Zabiła czy nie zabiła? Odpowiedz na to pytanie jest o wiele bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać.

„Muszę się dowiedzieć, jak wygląda prawda, przekonać samą siebie o własnej niewinności”.

Trochę mam do siebie pretensje, że wcześniej nie zainteresowałam się twórczością Klaudii Muniak. Thriller pod chwytliwym tytułem „Nie zabiłam” przeczytałam jednym tchem i mogę go z czystym sumienie polecić fanom gatunku, a na swoją listy życzeń dopisuję pozostałe powieści autorki. Mam nadzieję, że okażą się równie wciągające co „Nie zabiłam”.

Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin