Recenzja książki „Odmęty śmierci”
„Wytężając wzrok, rozejrzała się po ciemnym wnętrzu, a potem – czując, jak miękną jej nogi – osunęła się na łóżko, na którym czasami nocował jej ukochany wnuk. Teraz to był jego pokój. Nie Juliana. A tymczasem… Tymczasem umysł, zazwyczaj ostry jak brzytwa, zupełnie się rozregulował. I płatał figle. – Julian? – wyszeptała słabym głosem, mając nadzieję, że to tylko koszmarny sen. – To ty? Ale to nie był Julian. Zza zasłony wyłonił się humanoidalny kształt. Gdy dotarło do niej, z kim ma do czynienia, mózg zaczął się buntować. Zemdlała. Chwilę potem już nie żyła”. Wojciech Wójcik ma na koncie kilkanaście powieści (min. „Kurs na śmierć”, „Krwawe łzy” czy „Miałeś tam nie wracać”) i zyskał rzeszę wiernych fanów. Najnowszy kryminał w jego dorobku – wydane nakładem Wydawnictwa Zysk „Odmęty śmierci” – to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, więc byłam bardzo ciekawa, czy styl autora przypadnie mi do gustu.
W spokojnej i zacisznej okolicy, gdzie rosną stare drzewa, śpiewają ptaki i słychać szum liści, zostaje znaleziono ciało osiemdziesięciojednoletniej kobiety z obrażeniami głowy. Krystyna Kalinowska, wdowa po cenionym za życia i upamiętnionym po śmierci specjalną tablicą dyrektorze warszawskich Filtrów, dokonała żywota w eleganckiej kamienicy przy ulicy Dantyszka na Ochocie, w pokoju, w którym przed trzydziestoma laty zmarł znienawidzony przez nią mąż. Niedługo przed śmiercią staruszka odwiedziła szpital psychiatryczny i spotkała się tam z mężczyzną cierpiącym na poważne zaburzenia i czującym paniczny lęk przed konkretnym odgłosem. Czy Krystyna została zamordowana? Jeżeli tak, to dlaczego? Czyżby chodziło o pokaźny majątek? Kiedy odczytany zostaje testament Kalinowskiej, jej najbliżsi przeżywają prawdziwy szok, bo seniorka uwzględniła w nim firmę zajmującą się poszukiwaniem osób zaginionych. Potem okazuje się, że kobieta wypłaciła przed śmiercią z kont osiemset tysięcy złotych, pozostawiając na nich jedynie grosze. Wnuki Krystyny – Karol i Laura – rozpoczynają prywatne śledztwo, w toku którego wyjdą na jaw mroczne sekrety skrywane przez ich krewnych.
Wszystkie rodziny mają swoje tajemnice, ale ta opisana w „Odmętach śmierci” ma ich tyle, że wystarczyło na powieść liczącą grubo ponad pięćset stron. Zaczyna się od trzęsienie ziemi, a potem napięcie już tylko rośnie. Śmierć starszej kobiety uruchamia lawinę zdarzeń, która doprowadza do rozwiązania kilku zagadek z odległej przeszłości, ale też obnaża całą prawdę na temat dzieci i wnuków denatki, a absolutnie każdy w tej książce ma coś na sumieniu. Na drugim planie nie można nie zauważyć cwaniary Olki – zdecydowanie najbarwniejszej postaci „Odmętów śmierci”- i wielka szkoda, że nie poświęcono jej nieco więcej miejsca. Wojciech Wójcik przerzuca podejrzenia z bohatera na bohatera, sprytnie myli tropy, więc nikt nie powinien się poczuć rozczarowany zakończeniem. Fabuła jest przemyślana i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Fascynujące są szczególnie rozdziały rozgrywające się w szpitalu psychiatrycznym, a czytelnik ma dużą frajdę z odkrywania nieoczywistych powiązań między bohaterami.
„Odmęty śmierci” to gęsta od kłamstw i niedomówień opowieść o dawnych grzechach, które rzucają długie cienie. Autor umiejętnie buduje napięcie. Cały czas byłam ciekawa, co będzie dalej, nie nudziłam się ani przez chwilę, więc moje pierwsze spotkanie z twórczością Wojciecha Wójcika uznaję za bardzo udane i z wielką chęcią sięgnę po wcześniejsze powieści autora. Mam nadzieję, że okażą się równie wciągające co znakomite „Odmęty śmierci”.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin
„Odmęty śmierci” i inne książki kryminały znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl