Recenzja książki „Ostatnie dni w Berlinie”
„Iskry pochodni trzaskały w mroźnym powietrzu. Podniosłe wrażenie potęgował chrzęst butów, miażdżących zsynchronizowanym krokiem śnieg na chodniku, w rytm łoskotu werbli i donośnych głosów intonujących Horst Wessel Lied, patriotyczną pieśń partii nacjonalistycznej (…) Defilada setek mężczyzn w brunatnych mundurach nazistowskiej milicji przypominała wijącego się węża, sunącego powoli i niestrudzenie pod łukami Bramy Brandenburskiej, pokonującego Parisier Platz i skręcającego w Wilhelmstrasse, aby przejść przed budynkiem Kancelarii Rzeszy, gdzie z balkonu salutował wyniosły Hitler”. Zawsze z dużymi nadziejami sięgam po powieści, których akcja rozgrywa się w mrocznych czasach II wojny światowej, ale „Ostatnie dni w Berlinie” to pierwsza tego typu pozycja z Półwyspu Iberyjskiego, jaka wpadła w moje ręce. Urodzona w Madrycie Paloma Sánchez – Garnica jest autorką ośmiu książek, z których to właśnie ostatnia – przejmująca historia miłosnego trójkąta – odniosła ogromny sukces i była w finale Premio Planeta za rok 2021.
Jest styczeń 1933 roku. Jurij Santacruz ma dwadzieścia cztery lata i przyjechał do Berlina, by podjąć pracę w hiszpańskiej ambasadzie. Jego ojciec jest Hiszpanem, a matka Rosjanką. Jurij urodził się w Sankt Petersburgu. Po wybuchu rewolucji cała jego rodzina musiała uciekać z Rosji, jednak w wyniku zamieszania na stacji kolejowej do pociągu wsiadł jedynie Miguel Santacruz z dwóją małych dzieci. Jego żona Weronika wraz z najmłodszym synem Kolią została na peronie. Jurij przez lata zadaje sobie pytanie, co się stało z matką i bratem. Stara się o możliwość wjazdu do Rosji, ale uzyskanie jej jest bardzo trudne, bo to „grząski i niebezpieczny grunt”. Tymczasem do władzy dochodzi Hitler i nagle „okrucieństwo i bezprawie powoli traktuje się jak normę wpisaną w funkcjonowanie Trzeciej Rzeszy”. Przyjaciele Jurija trafiają za kraty, a on wikła się w relację „z nazistką, żoną nazisty, córką i synową nazistów”. Kiedy wreszcie Jurij wyjeżdża do Moskwy, okazuje się, że nie może wrócić do Berlina. Czy „dopóki trwa życie, jest nadzieja”?
Pogmatwane losy Jurija śledzimy od roku 1921, kiedy wraz z rodziną uwięziony jest w Pietrogrodzie, a za sprawą rewolucji dostatnie i spokojne życie Santacruzów zmieniło się w prawdziwe piekło, aż do roku 1945. To właśnie oczami głównego bohatera obserwujemy rozwój wypadków w Berlinie, gdy Adolf Hitler zaczyna być postrzegany jako człowiek, „który przywrócił nadzieję temu krajowi i jego mieszkańcom”. Nagle ludzie zwracają się przeciwko sobie, a haniebne zachowania są na porządku dziennym. Nawet członkowie rodzin donoszą na siebie nawzajem, a „trzymanie się z dala od wytyczonego szlaku ma swoją cenę”. Szybko przekonają się o tym przyjaciele Jurija, uważający, że na czele ich kraju stoi wariat, „który rządzi głupimi masami nadgorliwców”, a potem on sam. Umiejętnie poprowadzony wątek miłosny, a mamy tu do czynienia z uczuciowym trójkątem, ciekawie przeplata się ze szpiegowskim i wojennym, bo „Ostatnie dni w Berlinie” to dobrze przemyślana mieszkanka gatunkowa – świetnie napisana i niejednokrotnie wywołująca ciarki na plecach.
Właściwie od pierwszych stron wiedziałam, że „Ostatnie dni w Berlinie” to jedna z tych pozycji, którą się pochłania w ekspresowym tempie, mimo iż liczy prawie sześćset stron. To przejmująca i trzymająca w napięciu historia o tym, że „miłość i nadzieja są nieskończenie potężniejsze niż nienawiść i furia”. Powieść, z którą książka Palomy Sánchez – Garnica przegrała wyścig o Premio Planeta musiała być naprawdę rewelacyjna, bo od fenomenalnych „Ostatnich dni w Berlinie” naprawdę nie sposób się oderwać.
„Ostatnie dni w Berlinie” i inne powieści zagraniczne znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin.