Recenzja książki „Piąte przykazanie” Hanny Greń

Od czasu gdy do Osin zawitał nowy proboszcz mieszkańcy osady, przynajmniej z pozoru, stali się dużo bardziej bogobojni. Choć pijaków i oszustów dalej nie brakuje, wszyscy starają się w miarę możliwości tuszować swoje grzeszki i sprawiać pozory porządnych obywateli. Tę pseudosielankę przerywa jednak niespodziewane zniknięcie jednego z sąsiadów – Pawła Pisarka. Przyjezdny stwierdziłby, że chłopak najprawdopodobniej uciekł jak najdalej od swojej apodyktycznej matki, ale Osiniacy wiedzą, co w trawie piszczy. Jakiś miejscowy z pewnością go zabił, ale że nikt specjalnie do tego osobnika sympatią nie pałał, osadnicy postanawiają kryć się nawzajem, po cichu dziękując sprawcy za rozwiązanie ich problemów. Mieli bowiem niejedno na sumieniu…

Sprawę odszukania Pawła (opcjonalnie jego mordercy) zleca Dionie Remańskiej jego matka. Pani detektyw ekscytuje się nową, niejasną ze wszech miar sprawą i postanawia podjąć wyzwanie, z jakim przyszła do niej Pisarkowa. I tutaj zaczyna się główny problem książki. Otóż Dioniza jako detektyw jest osobą niesamowicie irytującą. Na wierzch wypływa jej niezaradność w niektórych życiowych kwestiach oraz toksyczna nadpobudliwość. Co kilka stron czytamy o tym, jak proste sytuacje wywołują w niej furię. Remańska nie potrafi znieść krytyki, sama przy tym nie szczędząc innym docinków i złośliwości. Mimo swojego paskudnego charakteru wszyscy ją uwielbiają, zabiegają o jej względy, wręcz się przed nią płaszczą. Czy autorka próbuje nam wmówić, że niepanowanie nad agresją jest atrakcyjną cechą?

Niestety, dalej nie jest lepiej. Diona, mimo swojej zawodowej przeszłości, nie baczy na procedury, przepisy czy nawet ludzką przyzwoitość. Całe szczęście, że nie pracuje już w policji. Jest pierwsza, jeśli trzeba wykraść poufne dane, ale ostatnia, kiedy trzeba wspomóc organy ścigania. Choć podkreśla, jaka to jest niezależna, wręcz oburza się na ojczyma za to, że nie umeblował jej jeszcze mieszkania, że nie przyjechał do niej na jedno jej wezwanie, że śmie być zajęty, gdy ona ma sprawę do rozwiązania… Nie wiem, co stało się tej bohaterce na przestrzeni kolejnych książek. Wcześniej jej grubiaństwo tłumaczyłam sytuacją rodzinną i zawirowaniami w pracy, ale teraz widzę, że Dioniza jest zwyczajnie wkurzająca i niezrównoważona. Straciłam do niej całą swoją sympatię, więc w połowie powieści już nie interesowało mnie nawet „kto zabił?”.

Sama fabuła nie jest skonstruowana w sposób angażujący. Akcja nie jest jednostajna. Raz dzieje się dużo, innym razem do zanudzenia czytamy o tym, jak Remańska je kluski śląskie, pije kawę, jedzie z punktu A do punktu B. Poza tym poznajemy też nieco perspektywę innych postaci, więc nie trudno się domyślić, kto i jakiej zbrodni jest winny. Efekt psuje też zakończenie, które wydaje się być wtrącone na siłę i niespecjalnie się klei z resztą powieści. Metafizyczne wątki sprawiły, że można odebrać dzieło jako kiczowate.

Niemniej książka dostarcza lekkiej rozrywki. Oszczędza się czytelnikowi drastycznych opisów miejsca zbrodni, przekleństw też nie ma w nadmiarze, więc palpitacji serca podczas lektury nikt nie odczuje. Za to pewnie zainteresuje go, jakież to grzechy ukrywają przed światem mieszkańcy Osin, czy sprawca zostanie ukarany oraz jaką rolę w tym wszystkim odegrają osy. Opowieść potrafi wciągnąć i tak naprawdę w jej pochłanianiu przeszkadza tylko główna bohaterka, ale jeśli przymknąć oko na jej wybryki można się przy „Piątym przykazaniu” bardzo dobrze bawić.

 

Autorka recenzji: Klaudia Sowa

Książkę „Piąte przykazanie” oraz inne książki kryminały znajdziesz na stronie internetowej selkar.pl