Recenzja książki „Platerówki. Boże broń”
„Platerówki rozwalają system, rozwalają patriarchat. Sanitariuszki i łączniczki Armii Krajowej tego nie robią, wpisują się bowiem w schemat służb pomocniczych, tak jak kobiety, które służyły w wojsku na Zachodzie. Podobnie jest z największą kobiecą bohaterką polskiej polityki historycznej, Sendlerową, która robi dokładnie to, co powinna robić kobieta: ratuje dzieci. Tu się wszystko zgadza. Z platerówkami nie zgadza się nic. Kobieta-oficer odbiera mężczyźnie męskość w najbardziej męskim uniwersum, jakim jest wojna. Kobieta-żołnierz, która ma broń w ręku i potrafi zabijać, przekracza tabu, nie zasługuje na miano pozytywnej bohaterki. No chyba że zginie. Tym, które zginęły, można wiele wybaczyć”. Z fotografii na okładce książki „Platerówki? Boże broń!”, która ukazała się właśnie w serii reporterskiej Wydawnictwa Poznańskiego, uśmiecha się do nas Ludwika Opałka, dowódczymi męskiego plutonu moździerzy. Nie dajcie się zwieść temu promiennemu uśmiechowi – to będzie naprawdę wstrząsająca lektura, bo reportaż historyczny Olgi Wiechnik przeniesie was w sam środek piekła: tam gdzie strach, głód, przemoc i śmierć są na porządku dziennym.
Trzysta siedemdziesiąt tysięcy ludzi „w kilka minut traci dom i niemal wszystko, co posiada. A to, co spotka ich później, będzie znacznie, znacznie gorsze”. Najpierw wielotygodniowa podróż w nieludzkich warunkach, której wielu nie przeżyje. Ci, którzy jakoś przetrwają w ścisku i przejmującym zimnie, o zupie ze zgniłej kapusty czy „gruźdance z robakami kilkucentymetrowej długości”, i dotrą do celu, staną się więźniami tajgi. Zesłańcze życie obserwujemy oczami kilku młodych kobiet. Trzaskający mróz i katorżnicza praca to ich codzienność, ale niedługo czeka je kolejna wyprawa w nieznane. „Idą, bo muszą. Idą, bo chcą. Idą, bo mogą. Z duszą na ramieniu, jak na skrzydłach. Pełne obaw, nadziei, nieufności, radości, wrogości, ekscytacji. Idą pod Moskwę – do Sielc nad rzeką Oką, gdzie formuje się 1 Polska Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki”. I tak zaczyna się historia tytułowych Platerówek. Co jadły, w co się ubierały, z czym musiały się mierzyć każdego dnia w świecie opanowanym przez mężczyzn, jak było im ciężko? Autorka opisuje szalenie dramatyczne wydarzenia i robi to w tak przejmujący sposób, że czytelnikowi raz po raz ściska się serce. Od pierwszych stron zżywamy się z bohaterkami i drżymy, by tylko nic złego im się stało. Na szczęście są też chwile wytchnienia, w którym żołnierki pomstują na noszone przez siebie pumpy („Wyższym te bufy wypadają nad kolanem, niższym pod kolanem, głupio wyglądają wszystkie”) czy muszą same się aresztować, by po kilku godzinach dostać amnestię. Jeżeli ktoś kojarzy je przede wszystkim z filmu „Rzeczpospolita babska”, przeżyje szok. Po wojnie nikt Platerówek nie witał chlebem i solą. Trudno im było się odnaleźć w nowej rzeczywistości, bo „potrafiły karczować lasy i budować ziemianki, ale nie potrafiły ugotować obiadu”. Kiedy piekło wojny się skończyło, zaczęła się walka o godność i prawdę. Platerówki były lżone, nazywane „batalionem dup”, zarzucono im, że nie walczyły, a stanowiły jedynie rozrywkę dla żołnierzy, a czytając to wszystko aż gotujemy się ze złości.
„Teraz katar i do lekarza, a na wojnie rękę ci urwało, a nie było lekarza, to brałaś rękę i szłaś dalej”. Od początku zastanawiałam się, dlaczego autorka zdecydowała się na taki tytuł. Po skończonej lekturze wiem, że jest on wyjątkowo trafny, bo „Platerówki? Boże broń!” to w sumie bardzo smutna i gorzka opowieść, którą jednak czyta się z zapartym tchem. Gdyby mierzyć wartość reportażu ogromem emocji, które budzi w czytelniku, książka Olgi Wiechnik z pewnością zasługuje na najwyższą ocenę.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin
„Platerówki? Boże broń?” i inne książki reportaże znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.