Recenzja książki „Polowanie na bestię z Majdanka”
Patrzę na zdjęcie młodziutkiej Hermine Braunsteiner i widzę dziewczynę o pospolitej urodzie i raczej nieprzyjemnym wyrazie twarzy. Potem rzucam okiem na fotografię przedstawiającą ją kilkadziesiąt lat później, z której patrzy na mnie nieśmiało uśmiechająca się starsza pani. To właśnie „Kobyła”, austriacka strażniczka z Majdanka, nazywana tak dlatego, że uwielbiała kopać i deptać więźniarki. Hermine Braunsteiner była „najgorsza ze wszystkich”, a kobiety, które miały nieszczęście spotkać ją na swojej drodze, charakteryzowały ją jako „nieludzką, okrutną, brutalną, sadystyczną i wzbudzającą paniczny strach”. Wstrząsającą historię bestii w ludzkiej skórze nazywanej również „Tratującą klaczą” opowiedział Jarosław Molenda w książce „Polowaniu na bestię z Majdanka”.
Hermine Braunsteiner przyszła na świat 16 lipca 1919 roku w Wiedniu jako ostatnie z siedmiorga dzieci i odebrała surowe, katolickie wychowanie. Szczytem jej marzeń była posada służącej, ale po jakimś czasie okazało się, że awans społeczny jest w jej przypadku możliwy. Szansą na niego było zatrudnienie się w charakterze nadzorczyni w obozie Ravensbrück, do którego trafiła późnym latem 1939 roku. Braunsteiner poczuła wreszcie, że ma siłę i coś znaczy. Stała się panią życia i śmierci, „która nawet na tle makabrycznych standardów obozowych słynęła z sadystycznego traktowania swoich więźniarek”. Trzy lata później została przeniesiona na Majdanek. Tam „nie rozstawała się ze szpicrutą. Była bestią bez odrobiny litości. Przy selekcji uwielbiała wyrywać matkom dzieci i deptać je na ich oczach na śmierć”. Po wojnie Hermine Braunsteiner udało się przedostać do Kanady, a następnie do Stanów Zjednoczonych, gdzie wyszła za mąż, dostała obywatelstwo i żyła spokojnie aż do połowy lat sześćdziesiątych, kiedy to w „New York Timesie” ukazał się o niej artykuł.
„Polowanie na bestię z Majdanka” zostało podzielona na dwie części. W pierwszej autor skupił się na odmalowaniu przerażającego i budzącego odrazę portretu Hermine Braunsteiner. Kim była? Dlaczego jej życie potoczyło się tak, a nie inaczej? Co sprawiło, że ze zwykłej dziewczyny stała się bezwzględną sadystką? Druga część to opowieść o ucieczce Braunsteiner do Stanów, jej losach za oceanem, okolicznościach ujawnienia jej prawdziwej tożsamości, a potem aż dziesięcioletniej walce o jej wydanie i o samym procesie, który trwał ponad pięć lat! Przebrnięcie przez rozdziały poświęcone bestialstwom, których dopuszczała się Braunsteiner, są nie lada wyczynem. Wielokrotnie przerywałam lekturę, bo nie mogłam znieść opisów znęcania się nad więźniarkami. Kiedy już myślałam, że nic mnie w tej książce bardziej nie zszokuje, przeczytałam szczegółową relację z procesu „Kobyły” i przez długi czas nie mogłam się otrząsnąć. Braunsteiner, siedząc na ławie oskarżonych, niczym niezruszona, rozwiązywała krzyżówki” i „posyłała drwiące uśmiechy”, a jej obrońcy otwarcie atakowali i obrażali ocalałe z obozu, które miały odwagę zeznawać przeciwko swojej oprawczyni!
„Co dziesiąty pracownik personelu dozorującego w obozie koncentracyjnym był kobietą”, a po wojnie tylko sześćdziesiąt z nich stanęło przed sądem, zaledwie dwadzieścia jeden stracono. Reszta uciekła, zmieniła nazwiska, pozakładała rodziny i żyła długo i szczęśliwie. I kiedy wszystko wskazywało na to, że ta sztuka uda się też Hermine Braunsteiner, „Kobyła” trafiła przed oblicze „sprawiedliwości”. Chciałoby się powiedzieć: za mało, za późno. Świetnie napisane „Polowanie na bestię z Majdanka” to absolutnie wstrząsająca lektura, która budzi w czytelniku niesamowicie silne emocje i na pewno nikogo nie pozostawi obojętnym.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin
„Polowanie na bestię z Majdanka” i inne książki o II wojnie światowej znajdziecie w księgarni selkar.pl.