Recenzja książki „Portret Doriana Graya”

„Ciąży jakieś fatum na tych, którzy się wyróżniają to cieleśnie, czy intelektualnie (…). Lepiej nie odróżniać się od swoich bliźnich. Na tym świecie najlepiej się dzieje brzydalom i głupcom. Mogą sobie siedzieć spokojnie i gapić się na widowisko. Nawet jeżeli nie mają pojęcia o tym, jak smakuje zwycięstwo, oszczędzona jest im przynajmniej wiedza o porażce. Żyją sobie tak, jak wszyscy żyć powinniśmy: bez zmartwień, obojętni, nieznający smutku. Nie doprowadzają innych do ruiny, ale też nie doznają jej z rąk innych”. Oscar Wilde zmarł w wieku zaledwie czterdziestu sześciu lat, pozostawiając po sobie bogatą spuściznę: liczne eseje, bajki, poematy, wiersze, opowiadania i sztuki teatralne, ale tylko jedną powieść. „Portret Doriana Graya” został po raz pierwszy opublikowany sto trzydzieści lat temu, ale w ogóle nie stracił na aktualności i fascynuje kolejne pokolenia czytelników. Czy „młodość to jedyna rzecz na świecie, którą warto posiadać”?

Basil Hallward poznaje na przyjęciu niezwykle przystojnego młodzieńca i postanawia namalować jego portret naturalnej wielkości. Złotowłosy Dorian Gray o delikatnych rysach twarzy wygląda na kogoś, kto „nie dał się jeszcze splamić światu” i jest „stworzony do wielbienia”. Hallward uważa portret Graya za swoje największe dzieło, ale nie chce go wystawiać, co dziwi jego znajomego – dystyngowanego dżentelmena lorda Henry’ego Wottona, który bywa na salonach i zna każdego, kogo warto znać. Bogacz bierze pod swoje skrzydła Doriana i przekonuje go, że w życiu liczy się jedynie młodość i uroda, bo „tylko płytcy ludzie nie sądzą po wyglądzie. Prawdziwe misterium świata jest w tym, co widzialne, a nie niewidzialne”. Bojący się zestarzeć i utracić swoją pozycję w towarzystwie Gray wypowiada życzenia – chce, by zamiast na jego twarzy upływający czas odciskał piętno na jego portrecie. Dorian oddaje się uciechom życia i coraz bardziej zatraca się w rozpuście, a jego oblicze na obrazie brzydnie z każdym dniem. W końcu zepsuty do szpiku kości Gray dopuszcza się zbrodni, a potem postanawia raz na zawsze uwolnić się od portretu.

Hedonizm, egoizm, amoralizm. Dogłębna analiza „Portretu Doriana Graya” musiałaby być znacznie dłuższa od samej powieści, która liczy tylko dwieście czterdzieści stron. Czy można oszukać czas i zatrzymać to, co wydaje się nieuniknione? Co człowiek jest gotowy poświęcić, by pozostać wiecznie młodym? Jak długo można przekraczać kolejne bariery i unikać konsekwencji swoich niemoralnych czynów? Dorian nie bohaterem, któremu się kibicuje, ale jego los nie jest czytelnikowi obojętny. Gray znalazł się na równie pochyłej – z niewinnego chłopca na naszych oczach przemienia się w okrutnika i egoistę. Jednak ze wszystkich postaci najbardziej zafascynował mnie lord Wotton – według niego, by pozostać młodym, trzeba po prostu „wystrzegać się emocji, które są nie do zniesienia”. Henry niczym zły duch, kusiciel szepcze do uchu Doriana, wygłaszając opinie na temat kobiet („ponad wszystko inne cenią okrucieństwo. Mają cudownie prymitywne instynkty”), czy intelektu ( „Intelekt sam w sobie jest przesadą i rozbija harmonię każdej twarzy”).

„Nie ma takiej rzeczy na świecie, której bym nie zrobił, aby odzyskać młodość, z wyjątkiem gimnastyki, wczesnego wstawania i bycia szacownym. Młodość! Nie ma niczego ponad nią”. „Portret Doriana Graya” jest błyskotliwy i odważny, więc zasłużenie trafia na listy najciekawszych i najważniejszych książek wszechczasów. Miejscami piekielnie zjadliwa, miejscami potwornie gorzka – powieść Oscara Wilde’a od pierwszej do ostatniej strony intryguje i niesamowicie wciąga. Gorąco polecam, bo „Portret Doriana Graya” to naprawdę pasjonująca lektura.

„Portret Doriana Graya” i inne powieści zagraniczne znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.

Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin.