Recenzja książki „Poszukiwacze światła”
„Poprzedniego dnia padało i czerwona ziemia jest gdzieniegdzie błotnista. Kiedy mężczyźni upadają, są wbijani w nią kopniakami głębiej, a ich krew miesza się z błotem. Kiedy na ich szyjach lądują opony jak ogromne naszyjniki, a zapach benzyny staje się tak silny, że niektórzy ludzie z tłumu zakrywają sobie nosy, resztę dnia ogarnia szaleństwo. Potarcie zapałki rodzi płomień, a cegła miażdży głowę jednego z katowanych; wycieka z niej mózg i życie, więc on akurat nie wyje i nie wije się jak pozostali dwaj, kiedy ich skórę i włosy zaczyna lizać ogień”.
Za oknem prószy śnieg, a ja za sprawą „Poszukiwaczy światła” przenosiłam się na chwilę do upalnej Afryki. Historia Trzech z Okriki to pierwszy afrykański kryminał, jaki miałam okazję przeczytać. Jego autor – Femi Kayode – dorastał w Nigerii i właśnie w tym pełnym kontrastów kraju rozgrywa się akcja jego debiutanckiej powieści. „Co doprowadziło do tłumnego zaatakowania i spalenia żywcem trzech studentów?”. Na to pytanie odpowiedzi poszuka dociekliwy psycholog śledczy Philip Taiwo.
Miejsce zbrodni to „niewielka polana przy żwirowej drodze”. Było ich trzech i wszyscy studiowali na pobliskim Uniwersytecie Stanowym. Winston Babajide Coker nie dożył dwudziestych drugich urodzin, a Bonaventure „Bona” Cosmos Aligbe był zaledwie dwa lata straszy. Obaj mieli kiepską reputację, w odróżnieniu od dwudziestoletniego Kevina Chinedu Nwamadi, wzorowego studenta i ukochanego syna dyrektora zarządzającego trzecim co do wielkości nigeryjskim bankiem. Młodych mężczyzn oskarżono o kradzież, a potem rozwścieczony tłum dokonał na nich samosądu. Mija rok od linczu i rodziny nadal nie mogę się pogodzić z tym, co się stało. Tylko siedem osób przebywa nadal w areszcie, chociaż początkowo zatrzymano ponad dwudziestu podejrzanych. Wpływowy Emeka Nwamadi, ojciec zamordowanego Kevina, zatrudnia Philipa Taiwo, by ten ponownie przyjrzał się sprawie. Taiwo nie jest detektywem, a „psychologiem mającym doświadczenie w badaniu motywów zbrodni oraz sposobu ich popełnienia”. Czy uda mu się odkryć prawdę na temat tragicznych wydarzeń w Okriki?
W „Poszukiwaczach światła” już od pierwszych stron zafascynowało mnie miejsce akcji – targana wewnętrznymi konfliktami Nigeria, gdzie żar leje się z nieba, pot spływa po plecach, ciągle słychać szum klimatyzatorów, drogi przypominają szwajcarski ser, w kolejach stoją zawodowi stacze, rozboje są na porządku dziennym, a bez łapówki nie można nawet nigdzie spokojnie dojechać. To właśnie w takiej niełatwej rzeczywistości próbuje się odnaleźć przybyły niedawno po długim pobycie w Stanach Taiwo i od razu ląduje na lotnisku, które trzy razy wygrało plebiscyt na najgorsze na świecie. Na szczęście do pomocy nieco zdezorientowanemu Philipowi zostaje przydzielony obrotny kierowca Chika. W niewielkim Okriki, którego mieszkańcy wyznają zasadę, że „sprawiedliwość nie jest okrutna, to jej brak rodzi okrucieństwo”, nikt nie wita przyjezdnych z otwartymi ramionami, nikt nie chce im pomóc w dotarciu do prawdy. Trwa zmowa milczenia i wydaje się, że nie uda się jej przełamać. Rozpoczyna się żmudne śledztwo, a tropy prowadzą w wyjątkowo zaskakujących kierunkach. Kim jest tajemniczy John Paul? Akcja nie zwalnia ani na chwilę, a czytelnik od początku kibicuje niezwykłemu duetowi „śledczych”.
„Im lepiej rozumie się żywych, tym łatwiej zrozumieć śmierć”. Czytam bardzo dużo kryminałów i naprawdę trudno mnie zaskoczyć. Coraz częściej moja pierwsza myśl po skończonej lekturze to: „już kiedyś czytałam coś podobnego!”, ale nie w wypadku rozgrywających się na nigeryjskiej prowincji „Poszukiwaczy światła”. Debiut Femi Kayode to rasowy kryminał – oryginalny, świetnie napisany i wciągający, a do tego ta sceneria, znakomicie zarysowani bohaterowie i niesamowity klimat! Od „Poszukiwaczy światła” nie sposób się oderwać i założę się, że nie odłożycie tej książki, dopóki nie poznacie zakończenia.
„Poszukiwaczy światła” i inne kryminały znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin.