Recenzja książki „Satyricon” Gertrud Hellbrand

Olivia po latach wraca do posiadłości swoich osobliwych znajomych z czasów studenckich. Sama nie wie, czemu zdecydowała się na ten przyjazd, podskórnie jednak czuje, że coś pierwotnego i mrocznego, głęboko skrytego w jej duszy, ją tu przywiodło. Ta nieokiełznana siła skupia się głównie wokół Rufusa Bodin, ekscentrycznego mężczyzny, który w jednej chwili jest w stanie zawładnąć jej ciałem i umysłem.

Rodzeństwo Bodinów dało się Olivii mocno we znaki. Najpierw poznała Renée, hipnotyzującą piękność, pewną siebie i zgoła szaloną, która bawi się ludźmi, manipuluje i ustawia ich pod własną modłę. To ona przedstawiła bratu O. i tym samym skazała ją na niego. Piętnaście lat po tragicznych wydarzeniach Renée wydaje książkę, zatytułowaną „Satyricon” z dedykacją dla głównej bohaterki. Z wizji, które nękają Olivię po dzień dzisiejszy uczyniła bestseller, świadomie nadal tocząc swoją zawiłą grę. Wciągając ją w swój towarzyski krąg, odmieniła jej życie, jednocześnie doszczętnie je rujnując.

Jednak to nic w porównaniu z tym, jakie spustoszenie w życiu O. zrobił Rufus Bodin. Przestrzegali ją. Nawoływali do jej rozsądku. Ona jednak chciała więcej i więcej. Kiedy sprawy zaszły za daleko, postanowiła za wszelką cenę przestać być sobą. Przefarbowała włosy, wzięła ślub, urodziła dziecko. Chciała spokoju i stabilizacji. A jednak po ponad dekadzie wraca do tego domku letniskowego, widzi znajomy obraz przedstawiający nimfę i satyra, upaja się atmosferą tego miejsca i znowu wkracza na tę dekadencką ścieżkę, z której tym razem może nie być powrotu…

Autorka miesza wydarzenia przyszłe i teraźniejsze ze sobą, dostajemy okrawki informacji, które powoli układają się przed nami w niepokojący obraz, przedstawiający grupę dorosłych już ludzi z zaburzoną psychiką. Oni już dawno przesiąkli własną ideologią, tworzą praktycznie sektę, mimo że od lat pozostają w rozbiciu. Główna bohaterka sama przyznaje, że jest osobą podatną i to nawet za bardzo. Nie jest w stanie oprzeć się woli rodzeństwa Bodin. Przyjechała do nich wbrew sobie, odmówiła pomocy zaufanego przyjaciela i została z nimi. Skończyło się to dla niej napiętnowaniem. Mimo tego nie zareagowała, nie odeszła.

Mam wielki problem z tą książką. Z jednej strony historia jest dosyć psychodeliczna i pełna mroku, a nie mam nic przeciwko takiej specyficznej atmosferze. Wręcz przeciwnie – dobrze mi robi takie oderwanie się od trywialnych, błahych wątków. Z drugiej jednak strony świat przedstawiony w powieści wydaje mi się nierzeczywisty, jak odbicie w krzywym zwierciadle. Nie wiem, czy to te szwedzkie klimaty, z którymi mam rzadko do czynienia, czy po prostu autorka za bardzo zaszalała ze swoimi wizjami. Bohaterowie podejmują tu dziwne, nieprzemyślane decyzje, zwłaszcza O., która daje się oszpecić i nawet nie piśnie. Jednak po tak długim odcięciu się powinna zachować zdrowy rozsądek przynajmniej te kilka dni, a nie od razu dać sobą pomiatać, a najlepiej w ogóle nie wracać w to przeklęte miejsce.

Opisy są momentami zbyt poetyckie, a to bardzo gryzie się z fabułą, która jest brutalna, agresywna. Spodziewałam się czegoś innego, ale to wcale nie znaczy, że jestem zawiedziona, raczej zaskoczona, chociaż nie wiem, czy miło. W każdym razie „Satyricon” wyróżnia się na tle swojego gatunku, wciąga też mocno, więc warto dać mu szansę.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa

„Satyricon” i inne książki new adult znajdziecie w księgarni selkar.pl.