Recenzja książki „Sherlock Holmes i sztuka we krwi”
Kiedy słyszę „Sherlock Holmes”, moje uszy zdają się pracować ze zdwojonym wysiłkiem, by wychwycić jakiekolwiek szczegóły rozmowy. Podobnie jest w przypadku filmów/seriali – wystarczy, że w opisie pojawi się ta konkretna postać. Większość z Was z pewnością go zna, ale mimo wszystko warto przypomnieć. Kim jest Sherlock Holmes? To fikcyjna postać z powieści kryminalnych sir Arthura Conana Doyle’a. W popkulturze przedstawiana różnie, ale każdą kreację łączy wspólny mianownik – szalenie rozwinięty zmysł dedukcji. „Sherlock Holmes i sztuka we krwi” Bonnie MacBird to najnowsza odsłona przygód tego niesamowitego bohatera. Nie przedłużam zatem!
Londyn, 1888 rok
Sherlock Holmes nie jest w najlepszej formie – nie tyle fizycznej, co psychicznej. 34-latek zdaje się być na prostej drodze do upadku, jednak pewnego dnia los daje mu pstryczka w nos, dając powód do życia – Sherlock dostaje zaszyfrowany list z Paryża. Jako że Sherlock nie potrafi znieść niewiadomej, zagłębia się w sprawę całym sobą. A wraz z nim, rzecz jasna, John Watson.
Zacznę od czegoś, co pozornie jest mało ważne – okładki. Tak, wiem, to złe, ale zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że nie sposób było napomknąć o niej gdzieś pod koniec recenzji. Wybaczcie, ale jest obłędna! Na przedzie – na pierwszy rzut oka – widnieje sylwetka Sherlocka na tle bieli. Trzeba się jednak przyjrzeć, by dostrzec plan miasta, który, według mnie, tworzy niesamowity klimat. I ta odrobina krwi z tyłu książki. Na stronie księgarni widać te szczegóły, ale dopiero na żywo robią wrażenie. A skoro jestem już przy wydaniu, warto również wspomnieć, iż jest ono lekkie i przyjazne również w środku.
Poznaliście właśnie moją opinię na temat samego wydania, tuż przed lekturą. Na tym etapie w mojej głowie poprzeczka poszła w górę. Oczekiwałam czegoś, co zainteresuje, zszokuje, ale przede wszystkim nie pozwoli przewracać oczami. Zamierzałam rozkoszować się tym kryminałem, ciesząc zupełnie nową historią. Miałam nadzieję dodać tę książkę do moich ulubionych… chcieć wracać do niej, a także polecać znajomym. Ale najpierw musiałam się przekonać, z czym mam do czynienia. By się dowiedzieć, wystarczyło otworzyć na pierwszej stronie i zacząć czytać. Tak zrobiłam. Czas zatem na konkrety.
Przewodnikiem w tej historii jest doktor John Watson. To z jego perspektywy śledzimy losy śledztwa, ale nie tylko. Jest dla czytelnika taką dziurką od klucza, która co nieco zdradza na temat słynnego detektywa – a z Sherlockiem bywa różnie. Ale oprócz samej historii, moją uwagę zawsze zwraca sposób jej podania. Cenię sobie „lekkostrawne potrawy”, po których nie czuję żadnej negatywnej emocji. I tutaj właśnie coś takiego dostałam. Moja sympatia do Sherlocka swoją drogą, ale to John tworzył klimat i narzucał tempo. Dla mnie był bohaterem, z którym chętnie udałabym się na kawę, by podyskutować o życiu. Polubiłam go. I wiecie co? Książkowy Sherlock i John wydali mi się bardzo podobni do swych odpowiedników z brytyjskiego serialu z 2010 roku, który podbił serca widzów – „Sherlock”. Nie sposób nie zwrócić na nich uwagi i nie polubić.
I wiecie, co jeszcze? To była niesamowita przygoda! Ta lekkość, odpowiedni dynamizm, bohaterowie… To jedna z tych książek, które czytają się same. Może nie była jakaś wybitna, ale była za to mega przyjemna. Nie było chwili, żebym żałowała czytania. Wręcz czekam na kolejne tomy… ach, zapomniałam napisać, że „Sherlock Holmes i sztuka we krwi” to pierwszy tom trylogii! Z pewnością większość czytających – jak nie wszyscy – ucieszy się z tej informacji.
Teraz wypadałoby napisać choć jedno negatywne zdanie, aby nie było tak cukierkowo i kolorowo, ale się nie da! Ewentualnie mogę się pożalić, że książka skończyła się stanowczo za szybko, a drugiego tomu póki co, brak. Tak, to mogę śmiało napisać. Cała reszta jest świetna i tego będę się trzymać. Choć nie wspomniałam jeszcze o klimacie XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii, który udało się autorce uchwycić. Wiecie… powozy, lordowie i takie tam. Choć niektórym może przeszkadzać język, gdyż jest nieco nowocześniejszy. Ale według mnie unowocześnienie dialogów jest na plus, bo czyta się znacznie płynniej. Ale nie obawiajcie się, rozmowy bohaterów nie są tak nowoczesne, jakich dzisiaj słuchamy w komunikacji miejskiej. Co to, to nie. Mimo wszystko czuć dawne czasy.
Czas pomału kończyć, bo wiecie już wystarczająco. A zatem, podsumowując… Jeśli lubicie Sherlocka Holmesa i jego druha, koniecznie sięgnijcie po tę książkę! Równie koniecznie zaopatrzcie się w wolny czas, bo może być Wam ciężko się oderwać, a nawet tego nie polecam, by nie uleciało to „coś”. Na pewnie zdarzyło Wam się czuć powieść całym sobą, by przy drugim podejściu nie czuć już tej radochy. Zapewniam, że jeżeli lubicie zagadki, tajemnice i niedomówienia, ta książka zapewni Wam super czas, emocje i wrażenia!
Autorka recenzji: Daria Łapa
Jeśli interesuje Was dobry kryminał książka, to sięgnijcie po „Sherlocka Holmes’a i sztukę we krwi”.