Recenzja książki „Siedmioro świętych bez twarzy”
Pewnie nie powinnam się do tego przyznawać, ale w ogóle nie znam twórczości Leigh Bardugo czy Kerri Maniscalco, a ponoć fanom szczególnie tych dwóch autorek powinno spodobać się „Siedmioro świętych bez twarzy”. Kiedy na przyciągającej wzrok okładce powieści M.K. Lobb przeczytałam, że to „mroczy debiut fantasy z wątkiem kryminalnym”, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno taka mieszanka gatunków trafi w mój gust. Magia i zbrodnia? Fantastyka młodzieżowa i kryminał w jednym?
Wszystko zaczęło się od pierwotnych świętych: Siły, Cierpliwości, Przebiegłości, Łaski, Miłosierdzia, Śmierci i Chaosu. Teraz ich potomkowie nazywani są apostołami. Niektórzy władają wyjątkowo potężną magią, dlatego każde dziecko w Ombrazii jest testowane w wieku trzynastu lat. Taki sam los spotyka Roksanę i Damiana, ale żadne z nich nie wykazuje najmniejszych nawet oznak magii. Wszystko zmienia się kilka lat później, kiedy niespodziewanie okazuje się, że Roz jest jednak apostołką Cierpliwości. Inaczej wygląda sytuacja Damiana, który jako obywatel nieuprzywilejowany zostaje wysłany na front ciągnącej się już od dwóch dekad Drugiej Wojny Świętych. Kiedy z niego wraca, czeka na niego ciepła posada dowódcy straży w Palazzo, w którym rezydują najpotężniejsi z apostołów. Gdy jeden z nich zostaje brutalnie zamordowany, rozpoczyna się śledztwo. Damian musi znaleźć winnego albo zostanie znowu wysłany na północ, by walczyć z mieszkańcami wrogiego państwa – miasta czczącego zakazanego świętego patrona Chaosu.
Na początku nie mogłam się odnaleźć w świecie apostołów. Autorka dawkuje czytelnikom wiedzę na temat reguł nim rządzących, ale na szczęście każdy kolejny szczegół jest bardziej zaskakujący od poprzedniego i wszystkie składają się w spójną, oryginalną całość. Ombrazia to niezwykłe miejsca do życia, a raczej takie, w którym jeżeli nie należysz do wybrańców, musisz ciągle walczyć o przetrwanie. Rządzą nią bowiem najpotężniejsi apostołowie, a ludzie bez zdolności magicznych są wysyłani jako mięso armatnie na front, by walczyć „z Brechaatem o semantykę religijną i zasoby, z których ledwo wolno im było korzystać”. Na takie podziały społeczne i ogromną niesprawiedliwość nie godzi się Roz – młoda dziewczyna, która straciła ojca i od tej chwili tli się w jej sercu płomień urazy. Zaledwie jedna trzecia mieszkańców Ombrazii włada magią, więc bunt jest tylko kwestią czasu. Jestem wielką miłośniczką kryminałów, więc w „Siedmiu świętych bez twarzy” najbardziej zainteresował mnie właśnie ciekawie poprowadzony przez M.K. Lobb wątek kryminalny. Niepotrzebnie niepokoiłam się, czy uda się go wkomponować w powieść fantasy. Udało się, bo zbrodnia i magia nadspodziewanie dobrze się uzupełniają. Zaskoczyła mnie nie tylko osoba sprawcy, ale też jej motywacja. Morderstwa są tajemnicze, a droga do rozwiązania ich zagadki kręta i pełna ślepych zaułków. Nie zabrakło również wątku miłosnego, ale nie jest on tak cukierkowy jak w niektórych młodzieżówkach, więc śledzi się go z zainteresowaniem.
Na okładce „Siedmiorga świętych bez twarzy” zaznaczono, że jest to książka dla czytelników powyżej szesnastego roku życia, ale wydaje mi się, że i młodsi fani powieści fantasy spokojnie mogą po nią sięgnąć, bo nie ma w tej pozycji jakiś wstrząsających scen przemocy, przekleństw czy innych niestosownych treści. Dobrze się bawiłam podczas krótkiego pobytu w tak zmyślnie wykreowanej przez autorkę Ombrazii, więc czekam na polskie wydanie kontynuacji – Disciples of Chaos.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin