Recenzja książki „Światło księżyca”
Powieść młodzieżowa z domieszką romansu i kryminału z pewnością niejednemu umili wieczór. Jenn Bennett powraca z nową książką i pokazuje, jak artysta może się rozwinąć. Ci, którzy czytali już wcześniej „Z głową w gwiazdach” odetchną pewnie z ulgą, kiedy powiem, że – w przeciwieństwie do poprzedniej – ta powieść jest o parę szczebli wyżej, potrafi zaintrygować i co najważniejsze – nie jest aż tak do bólu przewidywalna. Nareszcie coś innego, coś świeżego!
Birdie Lindberg to miłośniczka kryminałów, intryg, zagadek, tajemnic… jak zwał tak zwał. W każdym razie stworzyła swój równoległy wszechświat, w którym to ona wciela się w detektywa i podąża za poszlakami ku wielkim odkryciom. Te fantazje pozwalają oderwać się jej od szarej i momentami smutnej rzeczywistości. One, ale też jej specjalne miejsce – „Światło Księżyca”. To restauracja, w której Birdie się w zasadzie wychowała. Wiążą ją z tym przybytkiem jedynie dobre wspomnienia. To tu przeczytała pierwsze powieści kryminalne, to tu uczyła się czytać i pisać, to tu jest jej drugi dom. Ale tyle o tym, żeby za dużo nie zdradzić. 😉
Główna bohaterka od razu przypadła mi do gustu. Chociaż młoda, ma bardzo otwarty umysł, jest oczytana i elokwentna, od razu więc wzbudza sympatię. Ma pasję, co ważne, bo autorom zdarza się zapominać o rozbudowie bohaterów w tę stronę. Tutaj oczywiście hobby dziewczyny odgrywa kluczową rolę w fabule, ale mimo to doceniam, że ta postać została odpowiednio „dopieszczona”. Powiem jeszcze tylko, że okaże się, iż dzieli z kimś swoje zainteresowania, co trochę podkręci klimat w tej uroczej historii.
Birdie podczas wakacji podejmuje się pracy w hotelu jako recepcjonistka, a tam jej drogi krzyżują się ze znanym już jej chłopakiem. Miłość do intryg sprawia, że dziewczyna zaczyna interesować się pewnymi zdarzeniami, mającymi miejsce w hotelu. Otóż jakiś znany pisarz, który zwykł stronić od wszelkiej publiki, spotyka się tam z kimś, kogo dwójka naszych bohaterów postara się wyśledzić. W końcu przygody Scherlocka Holmesa nie były czytane na darmo. Nie można siedzieć bezczynnie, kiedy tajemnica wręcz prosi by ją odkryć.
Co ujmuje szczególnie w „Świetle księżyca” to przemiana bohaterki. Birdie jest introwertyczką, uciekającą w świat fantazji, lekko wyobcowaną i wycofaną. Sama nie do końca akceptuje siebie w takiej wersji i chce wiele w swoim życiu zmienić. Pragnie otworzyć się na ludzi, stać się odważną i pewną siebie dziewczyną. Jej niespodziewana „misja” prowokuje ją do zerwania ze starą wersją siebie. I choć tak naprawdę to ona sama prze do przodu i przechodzi metamorfozę dzięki swojej ciężkiej pracy, to z pewnością obecność wokół niej odpowiednich ludzi i otoczka rodem z jej najskrytszych marzeń pomogła cały proces przyspieszyć. I dobrze się stało. Tego właśnie czasem brakuje mi w młodzieżowych książkach. Morału. Przemiany. Choćby takich niewypowiedzianych wprost. Takie rzeczy na pewno negatywnie nie wpłyną na ludzi w wieku, w którym jeszcze się kształtują. Miło, że Bennett lekko pcha czytelników przed szereg i mówi cicho „Zobacz, możesz być najlepszą wersją samego siebie. Tylko spróbuj”.
Nie chcąc zdradzać więcej z fabuły, żeby nie psuć zabawy, powiem tylko, że naprawdę polecam „Światło księżyca” i zapewniam, że ta autorka nieraz nas jeszcze zaskoczy.
Autorka recenzji: Klaudia Sowa