Recenzja książki „Szóstka”
Kiedy staję przed wyborem – autobus czy tramwaj – zawsze wybieram jazdę tym drugim. Jest wygodniej i szybciej, bo nie traci się tyle czasu w korkach, ale czy również bezpieczniej? To właśnie wokół wypadku z udziałem tramwaju, który swojego czasu wstrząsnął opinią publiczną, Przemysław Kowalewski osnuł fabułę kryminału rozgrywającego się pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. „Szóstka” to już druga powieść w dorobku pochodzącego ze Szczecina pisarza, która ukazała się w tym roku. Nie miałam okazji przeczytać wydanego w maju nakładem Wydawnictwa Filia „Kozła”, ale na szczęście nieznajomość pierwszego tomu nie odebrała mi przyjemności z lektury.
Siódmego grudnia 1967 roku w Szczecinie dochodzi do katastrofy tramwaju numer sześć. Wcześnie rano na ulicy Wyszaka wykoleja się skład prowadzony przez młodą motorniczą. W wagonach znajdowały się setki osób – w większości pracowników stoczni i zarządu portu jadących do pracy, a bilans ofiar jest zatrważający: piętnastu pasażerów straciło życie, a stu pięćdziesięciu zostało rannych, w tym ponad czterdziestu odniosło ciężkie obrażenia. Pierwsze informacje mówią o nieszczęśliwym wypadku, ale być może ktoś się przyczynił do tej niewyobrażalnej tragedii. Sprawę „szóstki” ma zbadać specjalnie powołana do tego grupa, na czele której stoi Joanna Krauze – kapitan Służby Bezpieczeństwa i inspektor w Departamencie III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W skład zespołu działającego w konspiracji wchodzą również: zdyscyplinowana funkcjonariuszka Milicji Obywatelskiej Barbara Romanowska, porucznik Kazimierz Wajda z wydziału techniki kryminalistycznej, plutonowy Jakub Kawalec i niepokorny kapitan Unge Galant z wydziału dochodzeniowo – śledczego. Czy uda się ustali przyczyny katastrofy?
„Szóstka” zaczyna się spektakularnie, bo od budzącego autentyczną grozę wypadku. Jest przerażająco, krwawo i makabrycznie, więc po takim znakomitym otwarciu byłam bardzo ciekawa, czy autorowi uda się utrzymać napięcie aż do ostatnich stron. To, co najbardziej mnie zaskoczyło, to nieszablonowi bohaterowie. Od razu polubiłam lwowiaka i bez przerwy zostawianego w samochodzie Młodego, ale już reszta zespołu, w którego skład wchodzi przecież zimna jak lód funkcjonariuszka Służby Bezpieczeństwa, wierna partii wzorowa komunistka czy niewylewający za kołnierz śledczy, raczej nie powinna budzić sympatii. Na szczęście wszyscy są na swój sposób interesujący i skrywają przeróżne sekrety, więc od pewnego momentu zaczęłam im gorąco kibicować. Sprawa jest niezwykle skomplikowana, bo trwa polowanie na świadków i z biegiem czasu dochodzi do coraz to nowych szokujących swoją brutalnością zbrodni, ale w „Szóstce” nie zabrakło też humoru. Bohaterowie spotykają się w nietypowym miejscu, a żeby przedostać się za mury politechniki trzeba się nieźle nagłówkować. Nie sposób też nie zauważyć fascynacji autora kształtnymi biustami w mokrych podkoszulkach. Niektóre sceny, jak chociażby ta ucieczki z kościoła, przywodzą na myśl amerykańskie filmy akcji, a poczynania zespołu, którego zadaniem „jest znalezienie luk, niezadanych pytań, pominiętych śladów” i któremu bez przerwy rzucane są kłody pod nogi, od początku do końca śledzi się z niesłabnącym zainteresowaniem.
„To jest silniejsze niż pociąg do butelki. To jest partia szachów z diabłem, na granicy życia i śmierci. Jesteś w stanie dać się pogrzebać żywcem, żeby tylko rozwiązać kolejną sprawę”. „Szóstka” Przemysława Kowalewskiego to kawał dobrej rozrywki. Akcja jest wartka, nie brakuje zaskoczeń, a przywołanie tragicznego wypadku sprzed lat sprawia, że książka zdecydowanie wyróżnia się na tle kilkunastu polskich kryminałów, które miałam okazję przeczytać w tym roku.
Autorka recenzji: Ewa Ciężkowska-Rumin
„Szóstkę” i inne książki kryminały znajdziecie w księgarni internetowej selkar.pl.