Recenzja książki „Telefon od Mikołaja”
„Przygotowanie świąt to niezła logistyka (…) Próbowała się zrelaksować, ale kolorowe karteczki krzyczały do niej z lodówki, że powinna się brać do roboty. Westchnęła, zostawiła niedopitą kawę na stoliku i wstała. Naprawdę istnieli na świecie ludzie, którzy wypoczywali w święta? Którzy z radością siadali do stołów tylko po to, by ze sobą pobyć? Którzy z rana z uśmiechem przygotowywali się do tego wieczora? Niemożliwe. Na pewno taki świat istniał tylko w romantycznych komediach emitowanych w święta w telewizji”. Już w listopadzie księgarnie zalewane są świątecznymi powieściami dla kobiet, które mają bawić, wzruszać i wprowadzać zabiegane czytelniczki w świąteczny nastrój. Zazwyczaj omijam szerokim łukiem wszystkie pozycje z Mikołajem, bombkami, jemiołą, choinką, czy pierniczkami w tytule, ale postanowiłam sięgnąć po „Telefon od Mikołaja” Magdaleny Witkiewicz, bo bardzo podobała mi się napisana przez nią w duecie z Nataszą Sochą „Awaria małżeńska”.
Wincentyna Radziewicz ma już swoje lata i córki od dawna namawiają ją, żeby zamieszkała w miejscu, w którym zostanie otoczona troskliwą opieką. Staruszka ceni sobie jednak niezależność, a wieczory lubi spędzać, słuchając „Księżycowej audycji” Klemensa Wiśniowieckiego, popijając colę zero i zajadając popcorn. Nadal czeka na telefon od wojennego narzeczonego, który obiecał, że do niej zadzwoni. Wincentyna tuż przed świętami w końcu decyduje się na próbę udać się do domu opieki o nazwie Happy End. Tam poznaje wesołych staruszków i odbiera połączenie od nastoletniej Poli. Dziewczyna boryka się z różnymi problemami i myśli, że dodzwoniła się do telefonu zaufania. Jej nauczycielka Dorota przeżywa kryzys i marzy o tym, „by ktoś o niej pamiętał”, a ojciec Poli – Maciej – robi wszystko, by być idealnym tatą dla ukochanych córek, ale życie uprzykrza mu była żona. Święta zbliżają się wielkimi krokami. Kto spotka się przy wigilijnym stole w domu opieki, którego mieszkańcy mają więcej werwy od niejednego nastolatka?
W „Telefonie od Mikołaja” śledzimy poczynania kilku bohaterów, których losy się ze sobą splatają tuż przed Bożym Narodzeniem – magicznym czasie, w którym wszystko może się zdarzyć. Mnie najbardziej podobał się wątek Wincentyny – zdecydowanie najciekawszej i budzącej najcieplejsze uczucia bohaterki. Śmiałam się, czytając jej tajemnicze zapiski o tym, że „przeleciał mocno. Jakaś energia musi być dzisiaj w powietrzu” oraz poznając zupełnie nowe zastosowanie termoforu. Wspaniali są też staruszkowie z Happy Endu – podrywacz Zenon, który „wyrywa laski jednym palcem”, przeklinająca Jagoda i Irenka, której lepiej nie odbierać pilota od telewizora, bo „podobno jak jeden taki się znalazł, to umarł zaraz następnego dnia”. Zdecydowanie mniej przemówiły do mnie historie Poli, Macieja, Doroty oraz Anny i Roberta. Szczególnie ta ostatnia wydała mi się przesadnie ckliwa. Urocze jest za to radiowe zakończenie.
„Faceci wolniej dojrzewają, a potem się szybciej starzeją (…) Chociaż właściwie oni nigdy nie robią się starzy, oni od razu umierają”. Jeżeli wzruszyłaś się, oglądając „To właśnie miłość”, albo nie wyobrażasz sobie świąt bez kolejnej powtórki „Listów do M.”, to „Telefon od Mikołaja” to książka dla Ciebie. Podczas lektury najnowszej powieści Magdaleny Witkiewicz można się na chwilę zrelaksować i miło spędzić czas z mieszkańcami Happy Endu. Czy ich historia też zakończy się happy endem? Żeby się o tym przekonać, musicie sięgnąć po „Telefon od Mikołaja”.
„Telefon od Mikołaja” oraz inne romanse znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.
Autorka recenzji; Ewa Ciężkowska-Rumin.