Recenzja książki „Zaginione miasta. Gwiazda Przewodnia”

Proza Shannon Messenger to typowy róg obfitości, jeśli chodzi o mnogość elementów i motywów typowo fantastycznych. Jest ona niczym George R. R. Martin powieści młodzieżowych. W zasadzie odróżnia ją od wyżej wymienionego pisarza jedynie brak naturalistycznych opisów nazbyt krwawych i brutalnych scen, choć i tak z każdym tomem robi się poważniej. Wciąż mamy tu jednak przemiany i rozwój bohaterów, ich rosnące zdolności, widowiskowe walki, potwory i odurzające lokacje. Jeżeli przyrównanie jej do takiej ikony fantasy nie robi na Was odpowiedniego wrażenia i potrzebujecie trochę więcej informacji na zachętę, to już z nimi spieszę.

Oczywiście zalecam sięgnięcie po poprzednie tomy z serii „Zaginione Miasta”. Fabuła zaszła już chyba za daleko, aby komukolwiek opłacało się rzucać od razu na piątą część, która jest nieźle spuchnięta, przyrównując do wcześniejszych. Myślę, że z połapaniem się w poszczególnych wątkach nie byłoby większego problemu, jednak nie zrozumiemy bez odpowiedniej podbudówki wagi niektórych wydarzeń. Zwłaszcza, że istotnym problemem „Gwiazdy Przepowiedni” jest kwestia zaufania do swoich przyjaciół. Shannon Messenger zachwiała nieco tą ufnością i poniekąd ją przedefiniowała. Wpadła w odcienie szarości, opisując relacje między bohaterami. Odrzuciła tym samym dotychczasową prostotę w podziale na dobrą i złą stronę. Pokazuje, że ludzie nie są idealni i nie zawsze możemy mieć co do nich pewność. Możemy się pokusić o stwierdzenie, że książki tej autorki weszły tym samym na nowy poziom dojrzałości. Zyskały głębię.

Sophie jak zwykle wypada na bohaterkę, którą łatwo jest polubić. Nie kreuje się jej na alfę i omegę. Dziewczyna wciąż się uczy i rozwija. Korzysta z wsparcia innych, kiedy go potrzebuje. Dorasta z każdą kolejną książką, choć wciąż zdarza jej się robić drobne głupotki. W tym miejscu się zatrzymam, ponieważ wiem, że znajdą się tacy, których infantylność postaci może momentami irytować lub nudzić. Pamiętajmy jednak, że to wciąż dzieciaki, w dodatku w pięknym i magicznym świecie skrojonym niczym uniwersum Harry’ego Pottera czy Percy’ego Jacksona, o czym wspominałam także w recenzjach poprzednich powieści z tej serii. Mam nadzieję, że pojawi się kiedyś ilustrowane wydanie przygód Sophie, bo same opisy roślinności budzą moją ciekawość i przyjemnie pobudzają wyobraźnie, a co dopiero same Zaginione Miasta, które mimo, że odnalezione zostały pięć tomów temu wciąż zachowały swoją nazwę. Wracając jeszcze na szybko do postaci, dodam, że Fitz wydaje się być w tej części dużo lepszą postacią niż do tej pory. Zaczęłam go naprawdę szczerze lubić.

„Gwiazda Przewodnia” kontynuuje jeden z lepszych cyklów fantastycznych dla młodszych odbiorców. Nie mam zamiaru zniechęcać bardziej doświadczonych czytelników, bo im także powinien się on spodobać. Jest klasyczny, trochę schematyczny, ale w wielu miejscach świeży i zaskakujący. Autorka umiejętnie szafuje informacjami i poszerza swój świat w granicach rozsądku. Nowe elementy pojawiają się w nim zawsze w odpowiednim czasie i w sposób w pełni uzasadniony. Jeżeli zatem poszukujecie opowieści, która zostanie z Wami na dłużej, to „Zaginione Miasta” powinny Wam się spodobać. Nie tylko macie od razu kilka sporawych tomiszczy do nadrobienia, ale też szansę na odkrycie czegoś innego, czego w literaturze tego typu nie znajdziecie (przynajmniej nie opisane w taki specyficzny sposób, jak robi to Messenger).

 

„Zaginione miasta. Gwiazdę Przewodnią” znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa.