Recenzja książki „Zefiryna i księga uroków” Saszy Hady – Przedpremierowo

Nie zdawałam sobie sprawy, że można tęsknić za czymś, czego się wcześniej nie znało. A jednak, po przeczytaniu „Zefiryny i księgi uroków” czuję, jakby pierwszy raz od bardzo dawna wszystko było na swoim miejscu. Mam wrażenie, że podświadomie czekałam na coś takiego, co zmiecie mnie z nóg, rozkocha w sobie, zakręci moim światem i nigdy już nie da o sobie zapomnieć. No i się doczekałam.

Autorzy często próbują już na samym wstępie przykuć uwagę czytelnika, zaczynając od sceny morderstwa, rodzinnego dramatu albo magicznej scenerii… ale czy ktoś kiedykolwiek spotkał się z sytuacją, w której młoda księżniczka naskakuje na uzbrojonego złodzieja, a następnie nurkuje za nim do wychodka, czemu przygląda się cały dwór, lecz nikt nie interweniuje, by „nie psuć jej zabawy”?! O tak, Zefiryna potrafi zrobić piorunujące pierwsze wrażenie. Szczerze mówiąc, po samym tytule spodziewałam się, że główna bohaterka będzie dosyć miałka, delikatna, spokojna jak zefirek, na co mogłoby wskazywać jej imię. A tymczasem – trzeba to sobie powiedzieć – ta babka ma charakter. Od pierwszych stron zapałałam do niej sympatią, która nie osłabła już później ani na moment. To postać, za której losami chce się podążać, której chce się kibicować.

Sama fabuła jest tak szalenie wciągająca, że książkę czyta się zdecydowanie za szybko! To pozostawia wielki niedosyt, ale mam nadzieję, że jeszcze nie raz usłyszymy o Zefirynie, a także jej bracie, Hiacyncie, kapitanie Scharf’ie i innych mieszkańcach krain Morza Seremackiego. Jeśli dodamy do siebie fantastyczne kreacje bohaterów, niewyobrażalne, zupełnie pokręcone zwroty akcji i nutkę magii, a następnie pomnożymy je przez siedem królestw, w wyniku otrzymamy nieskończony potencjał uniwersum stworzonego przez Szaszę Hady. Dlatego wierzę, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Historia opowiada o beztroskiej Zefirynie, która udaje się z wizytą na dwór zaprzyjaźnionej księżniczki Sarbancji. Linea, bo tak udzielająca gościny ma na imię, od przyjazdu koleżanki zachowuje się nieco dziwnie. Wydaje się, że magiczne zdolności stanowią dla niej zbyt duże obciążenie, zwłaszcza po tym jak została sama, gdy jej ojciec nagle zmarł, a nauczycielka zniknęła bez śladu. Dziewczyna z każdą chwilą jest coraz słabsza, w dodatku pewne objawy wskazują na to, że może być pod wpływem złego uroku… Sytuacja na zamku staje się jeszcze bardziej napięta, gdy w jego bramach pojawia się nowy czarodziej, mający sprawować pieczę nad zdolnościami Linnei. Także jej macocha zaczyna coraz częściej znikać w pokoju pełnym podejrzanych fiolek, opisanych w nieznanym języku, a nocą po pokojach buszuje aisling. Na domiar złego ktoś czyha na życie malutkiej Marii – przyrodniej siostry Linnei. Zefiryna próbuje rozpracować sytuację na dworze, jednak śledztwo utrudnia jej zasadniczy kapitan gwardii, Scharf.

Nie spodziewałam się, że ta książka okaże się AŻ TAK dobra. Bez skrępowania można ją postawić obok serii Harry’ego Pottera, Cyklu Demonicznego, Zwiadowców czy czegoś z twórczości Ricka Riordana. Styl Saszy Hady porównałabym do autorów tych właśnie dzieł, ponieważ jest lekki, płynny i jednocześnie wartki. Humor też jest bardzo podobny, a w „Zefirynie i księdze uroków” z pewnością go nie brak. Jestem przeszczęśliwa, że ta książka powstała i daje nam szansę na genialną (oby wielotomową!) opowieść, pełną przygód, westchnień i niesamowitych emocji.

Autorka recenzji: Klaudia Sowa

Premiera książki: 16 czerwca 2021

„Zefirynę i księgę uroków” oraz inne książki fantasy znajdziecie w księgarni selkar.pl.