Recenzja książki „Złe miejsce”
Sebastian to dobrze prosperujący przedsiębiorca, któremu życie prywatne nie układa się tak dobrze jak kariera. Próbując ocalić swoje małżeństwo, wynajmuje odnowiony domek z basenem w słonecznej Chorwacji, by spędzić sezon urlopowy w miłym miejscu sprzyjającym odpoczynkowi. Wraz z Weroniką i małą Julią po wielogodzinnej podróży docierają do urokliwego punktu otoczonego przez naturę, oddalonego od jakichkolwiek form cywilizacji. Wita ich tam rudowłosa bizneswoman, która niedługo później znika, by dać parze nacieszyć się wakacjami w spokoju.
Powyższy sielski opis będący wycinkiem z życia Sebastiana może się wydawać oklepany i nużący, jest to jednak dopiero początek powieści. Wracając ze sklepu, nasz główny bohater zgarnia po drodze młodą autostopowiczkę, która opowiada mu o przeklętej wiosce, w której rzekomo zatrzymała się rodzina z Polski. Dziewczynka twierdzi, że jedyny dom, który przetrwał dawną masakrę i dziś wynajmowany jest przyjezdnym, należał niegdyś do przywódcy sekty czczącej Beliala.
Mimo że Sebastian początkowo nie daje wiary upiornej historii, zapada mu ona w pamięć. Od teraz co rusz natyka się na niespodziewane zjawiska, które tylko wzmagają jego panikę. Co gorsza, reszta rodziny Borowskich zdaje się niczego niepokojącego nie dostrzegać, więc mężczyzna pozostaje niejako sam ze swoimi myślami, które z każdym dniem piętrzą się coraz bardziej, wywołując niezwykły chaos.
Początkowo książka Tomasza Tomaszewskiego rokowała całkiem nieźle. Namacalne było narastające z kolejnymi stronami napięcie. Czytelnik miał szansę poczuć tę szczyptę grozy mieszającą się z tajemnicą chorwackiego domu. Później jednak następuje przeskok, w wyniku którego powielone zostają te same zdarzenia co w części pierwszej, z tym że opowiadane są z perspektywy innych bohaterów. Jest to zabieg ciekawy, nie przeczę, jednak sprawia on, że opuszcza nas ta nietuzinkowa atmosfera stworzona na początku i znacznie mniej intryguje nas to całe tytułowe złe miejsce.
Przyczepić się można także do samego zakończenia, które już w ogóle nie przystaje do reszty fabuły. Wygląda to trochę jakby pisała je inna osoba, która nie wczytała się w treść i wymyśliła cokolwiek naprędce, żeby móc oddać ukończoną książkę jak najszybciej do druku. Problemem dla mnie były też wstawki z pogranicza erotyki, zniechęcające do Sebastiana, który zaczął mi się jawić jako człowiek z poważnymi problemami na tle seksualnym. Oczywiście w dalszej części temat ten został niejako przepracowany, ale niesmak pozostał.
Styl autora określiłabym jako nierówny. Jego historia zdołała mnie wciągnąć i zaciekawić sobą, jednak nie raz i nie dwa na przeszkodzie do przyjemnej lektury stawały mi dziwne powtórzenia i nic niewnoszące wstawki. Muszę też poskarżyć się na złą oraz wybiórczą pracę edytora oraz redaktora, którzy to pozostawili w tekście mnóstwo błędów i powtórzeń, jakby tylko pobieżnie zajęli się powieścią. Prawdziwym hitem do tej pory jest dla mnie fragment „malarz namalował malowidło”, ale w książce takich „kwiatków” znajdzie się dużo więcej. Mimo wszystko uważam ten debiut pisarski za udany początek, po którym, mam nadzieję, przyjdą kolejne, bardziej dopracowane historie, gdzie akcja od pierwszej do ostatniej strony będzie trzymała czytelnika w napięciu.
Serdecznie polecam tę pozycję osobom poszukującym horroru, który „nie przestraszy za bardzo”, ale jednocześnie przyprawi o cykliczne wstrzymywanie oddechu i legendarną gęsią skórkę, a przy tym pozwoli spędzić czas przy niezłej rozrywce.
„Złe miejsce” i inne thrillery znajdziesz w księgarni internetowej selkar.pl.
Autorka recenzji: Klaudia Sowa.