Recenzja I tomu „Zakonu Drzewa Pomarańczy”
Zakon Drzewa Pomarańczy był dla wielu osób jedną z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Samantha Shannon podbiła serca polskich czytelników Czasem żniw, i chociaż długo musimy czekać na każdy kolejny tom tego cyklu, to jednak pojawiła się szansa na coś nowego spod pióra tej autorki. Nie ukrywam, że i ja znalazłam się w gronie tych, którzy z ogromnym zainteresowaniem spoglądali na tę iście pomarańczową premierę, chociaż wciąż z utęsknieniem czekam na czwarty tom poprzedniej serii. No i ten czas oczekiwania postanowiłam sobie umilić opowieścią o smokach, których podobno miało tutaj być mnóstwo.
Przyznam szczerze, że było mi naprawdę ciężko wczuć się w tę powieść. Ogrom bohaterów, różnych wątków, motywów, cała ta rozbudowana świata… Shannon rzuca nas na głęboką wodę i albo sobie z tym jakoś poradzimy albo po prostu utoniemy, co w tym przypadku będzie się wiązało z całkowitym zniechęceniem do lektury. Znaczna część pierwszego tomu stanowi mocne i konkretne wprowadzenie do świata tej książki, który zdecydowanie jest urzekający, ale też dosyć skomplikowany. Z jednej strony wrogo nastawione do siebie regiony – w tym przypadku Wschód i Zachód, z drugiej budzące się z pradawnego snu niebezpieczeństwo, tutaj gdzieś pojawiają się dworskie intrygi, potem dochodzą do tego treningi i jeźdźcy smoków – jest tego wszystkiego naprawdę sporo, co nie jest wcale takie łatwe do przyswojenia.
Tak naprawdę nie sposób tutaj również mówić o głównym bohaterze, bowiem ogrom postaci sprawia, że każdy ma do odegrania przypisaną mu rolę i Shannon nikogo nie faworyzuje. Trochę się obawiałam o to, jak w takim przypadku wypadnie kreacja i charakterystyka poszczególnych bohaterów, ale nie jest najgorzej. Choć nie udało mi się z nikim specjalnie zżyć, to mimo wszystko da się w nich dostrzec konkretne cechy i sposób postrzegania świata, pragnienia, kierujące nimi motywy. Sabran to królowa, która wie, że jak najszybciej musi wyjść za mąż i urodzić córkę, aby zapewnić ciągłość rodu i stabilizację władzy. Jest młoda i pełna obaw, ale kieruje się tym, co wpajano jej od urodzenia – dobrem królestwa, trzeba jednak przyznać, że jest raczej samolubna i dosyć nieudolna w kwestiach politycznych. Tane to zapalona wojowniczka, która od zawsze pragnęła zostać jeźdźcem smoków. Zawzięta, skoncentrowana na swoim celu.
Sporo nasłuchałam się o tym, że oto otrzymujemy powieść, w której smoki odgrywają dominującą rolę. Nie byłam w stanie tego odczuć. Było ich naprawdę mało… Fakt, przewijały się gdzieś tam w tle całej historii, ale żeby dominowały? Zdecydowanie nie. Może nastąpi to w drugim tomie, który mam nadzieje będzie już bardziej naszprycowany akcją, bowiem ten tom odbieram jako spokojne wyjaśnienie poszczególnych wątków, jako wprowadzenie do tego świata, który naprawdę jest mocno rozbudowany. Shannon zdecydowanie posiada ogromną wyobraźnię i potrafi swoje wizje w odpowiedni sposób przelewać na papier. Stworzyła fantastyczny, bardzo barwny świat, w którym rozgrywa się obiecująca opowieść.
Chociaż potrafię docenić cały motyw fantastyki, który zdecydowanie jest tutaj czymś, co przeważa, to jednak znalazło się też kilka takich elementów, które mnie drażniły. Zdecydowanie nie należę do fanów motywu LGBT w książkach i uważam, że w tym przypadku był on tutaj całkowicie zbędny, a jednak autorka pokusiła się na obecnie panującą modę i go wprowadziła. Cóż, to już kwestia gustu, ale ja jestem na nie. Trzeba też przyznać, że jakby się bliżej przyjrzeć całości, to wydaje się, jakoby z tej powieści miała płynąć kobieca siła – to kobiety mają mieć władzę, to one mają ratować świat. Jednak wychodzi im to tak naprawdę średnio.
Na chwilę obecną mam nieco mieszane odczucia względem najnowszego dzieła Samanthy Shannon. O ile Czas żniw pokochałam całkowicie, tak tutaj utrzymuję pewien dystans, który być może będzie ulegał osłabieniu w trakcie lektury drugiej części. Mam nadzieję, że będzie więcej akcji, więcej smoków, więcej emocji. Póki co doceniam klimat, pomysł i sam fakt, że to naprawdę ciekawa fantastyka, ale jednak kilka elementów ostudziło mój zapał względem tej historii.
Sprawdź też recenzję II tomu „Zakonu Drzewa Pomarańczy”.
Autorka recenzji: Magdalena Senderowicz
„Zakon Drzewa Pomarańczy t. 1” i inne popularne książki fantasy znajdziesz w księgarni selkar.pl.